03 stycznia 2019

Turcja 2018 - część 3 - nocny spacer

Turcja 2018 - część 3 - nocny spacer

Post numer trzy.. tylko pytanie czy warto wciąż pisać o tureckich przygodach, gdy na sylwestrowej imprezie opowiedziało się wszystko ze szczegółami.

Dziś trochę o naszym pierwszy spacerze po ulicach Alanyi. A skoro  na miejsce dotarliśmy po godzinie 16 czasu miejscowego, później mieliśmy czas na rozlokowanie i pierwszy posiłek, to spacer okazał się nocną sobotnią przechadzką.


Alanya to prawie 300 tysięczne miasto turystyczne nad Morzem Śródziemnym, leżące na tzw. Riwierze Tureckiej. To takie nasze miasto, ale w "wyglądzie" nie do porównania. Po prostu kurort przez duże K. W porównani z okolicznymi kurortami ma do zaoferowania nie tylko hotele i plaże, ale również miasto ze wszystkimi swoimi atrakcjami. A tych jest sporo. Od zabytków architektury, poprzez bazary i uliczki pełne sklepików, gdzie targowanie jest mile widziane (o tym jeszcze będzie w kolejnych wpisach), po reprezentacyjną ulicę z bankami i sklepami znanych marek i sieci handlowych.
Nocna Alanya żyje. Choć życie towarzyskie w miesiącu poza sezonem toczy się w nieco innych miejscach, aniżeli w sezonie. Owszem, kawiarenki i kafejki zapraszają w swoje gościnne progi turystów, ale zapełnione po brzegi mieszkańcami są McDonalds i Starbucks. Taki orient.

Wieczorny spacer w grudniu w dodatniej temperaturze to sama przyjemność. Grudniowe temperatury podczas naszego pobytu kształtowały się na poziomie 16-20 (max 22C) w dzień i ok. 15-16C wieczorami. Przy braku wiatru było przyzwoicie ciepło jak na zimowe warunki. Opady tez się zdarzały, ale raczej w nocy lub nad ranem. Dzień w deszcz zaskoczył nas tylko raz, choć turnus przed nami (początek grudnia) narzekał na całodniowe opady przez dwa tygodnie pobytu. Alanya stała podobno w wodzie.

Ale wróćmy do spaceru. Ponieważ hotel zlokalizowany jest w pobliżu centrum miasta trasa wydawała nam się co najmniej oczywista.
Punkt pierwszy wycieczki, to obserwacja oświetlonego zamku (Kale) i wagoników kolejki linowej, którą można się do niego dostać. Kolejka widoczna jest również z patio naszego hotelu i trzeba przyznać, że oświetlone wagoniki po zmroku tworzą niezapomniany widok.







Spod kolejki ruszyliśmy wzdłuż jednego z nadmorskich parków, kierując się w okoliczne uliczki oświetlone zachęcającymi neonami, pełne kafejek z wystawionymi stolikami dla klientów, klubów nocnych i sklepików czynnych nawet po zmroku.











Uliczkami dochodzimy do głównej arterii Alanyii - Bulwaru Ataturka. Bulwar oddziela część nadmorską wraz z cyplem od części miejskiej Alanyi. Bulwarem docieramy do portu i kolejnych zabytków - Czerwonej Wieży i Doków. Po drodze mijamy oświetlone pomniki, kolorowe fontanny, kina, bary i miejsca rozrywek.

















Nocny spacer promenadą aż do mola i powrót do hotelu, tym razem bocznymi dróżkami. Tu jeszcze spokojniej. Nawet meczet sprawia wrażenie uśpionego.










Spacer kończymy tak jak zaczęliśmy - sesją zdjęciową Kale.





Co nas zdziwiło? Cisza. Owszem, słychać gwar miasta, ale jest spokojnie i bezpiecznie. Miejscowi mijają turystów obojętnie lub z uśmiechem, nikt nikogo nie zaczepia (chyba, że w celach handlowych). Gdyby nie palmy i drzewa cytrusowe pokryte owocami, samo miasto przypominało by europejską metropolię, szykującą się do snu po ciężkim dniu pracy.
Ponieważ w każdym poście powinna być anegdota to i tu będzie.
Jakich szyldów jest najwięcej w Alanyi?
Banków? Też. Aptek? Może. (takie skojarzenie z naszym rodzinnym miastem)
Restauracji, kafejek i wszelakich kebabów/kebabów? Na pewno.
Jednak najbardziej w oczy w Alanyi rzucają się niezliczone salony tatuażu. Multum to mało powiedziane. Wygląda na to, że nie ma ulicy bez tatuażysty. A każdy z nich swoje dzieła prezentuje w formie zdjęć, szkiców, obrazów. Dominuje tatuaż kolorowy, motywy z całego świata. Tatuaże z postaciami znanych osób (aktorów lub prominentów (jak Ataturk)), motywy religijne lub antyreligijne, motywy roślinne i zwierzęce, mitologia i współczesność. Do wyboru, do koloru. Od ręki lub już jutro. A wszystko to robione w pomieszczeniach za oknem wystawowym na oczach przechodniów podziwiających pracę mistrzów igły.
Drugie miejsce zajmują również salony.. tym razem fryzjerskie. Każdy z mistrzów grzebienia jest mężczyzną. Mężczyźni też są najczęściej klientami. Jeżeli trafi się jakaś kobieta, to jest to typowa Europejka lub Turczynka nosząca się z europejska.
Trzecie miejsce zajmują łaźnie, czyli Hamam. Nie starczyło nam czasu (i może odwagi, by skorzystać z tego przybytku), ale faktem jest, że miejsc oferujących taki relax jest sporo. Z opowieści współmieszkańców hotelu wiemy jednak, ze nie jest to taki rodzaj atrakcji na jaki liczą młodzi mężczyźni ;) . Zaczynając, od tego, że kobiety mają przeprowadzane zabiegi osobno, a masażystkami sa również kobiety, natomiast mężczyźni trafiają do strefy męskiej, gdzie zajmują się ich odnowa biologiczną inni panowie. I potrafią zrobić to tak, że potem przeddzień nie opuszcza się krzesła barowego liżąc rany i odpoczywając po doznanych obrażeniach (czytaj masażu). A może po prostu oni mieli takiego pecha i trafili nie do takiego Haman jak sobie wymarzyli?


To tyle na dzisiaj. Dobranoc ;)
A w następnym poście zobaczymy Alanyie za dnia.

2 komentarze: