16 stycznia 2019

Turcja 2018 - część 4 - spacerek (część 1)

Turcja 2018 - część 4 - spacerek (część 1)

Był już nocny spacer po Alanyi, dziś odbędziemy wspominkowy spacer dzienny.
Na początek mapka Alanyi z zaznaczonymi punktami naszych wędrówek.

Zrzut ekranu z mapą z maps.google.pl 

01 - Hotel Kleopatra Adult 16+
02 - Muzeum archeologiczne
03 - Jaskinia Damlatas
04 - Plaża Kleopatra
05 - Kale - Twierdza (Kalesi - Zamek)
06 - Kizilkule - Czerwona Wieża
07 - Port Alanya
08 - Latarnia morska
09 - Dom Osmański w porcie
10 - Bulwar Ataturka
11 - Pomnik Sułtana Aladyna Keykubada
12 - Park Ataturka
13 - Pomniki Ataturka

Jak widać Alanya to naprawdę rozległe miasto, które podczas tygodniowego pobytu ciężko przejść wszech i wzdłuż. A szkoda, bo naprawdę warto.

Każda nasza wędrówka zaczynała się od hotelu (bo jakżeby inaczej) i tam też kończyła. Wbrew pozorom trudno jest się w Alanyi zgubić, choć aplikacja maps.me [uwaga - lokowanie produktu] pomaga w orientacji w terenie. Po Alanyi, a przynajmniej po jej części turystycznej warto poruszać się piechotą. Dla wygodnych do dyspozycji pozostają city busy (odpowiednik naszych autobusów) i dolmusze (busy bez zaznaczonej trasy) albo taksówki. I tu zatrzymajmy się na chwilę. Jak rozpoznać taksówkę w Alanyi (i całej Turcji)? To proste - bez względu na markę samochodu taksówki są koloru ciemnożółtego.


W takim razie jakiego koloru są tureckie samochody? To wcale nie głupie pytanie. Przeważająca ilość (pokusiłbym się nawet o wskazanie wartości procentowej - na poziomie 80-90%!) samochodów Turków ma kolor biały. Wg naszych obserwacji chodzi o działanie promieni słonecznych na lakier samochodu. Wszystkie starsze ciemne samochody maja przebarwienia karoserii. Z daleka wygląda to jakby pojazd oblepiony był szarą mazią. Jednym słowem - mało estetycznie.



Ale wróćmy do taksówek. Wyobraźcie sobie sytuacje, gdy w stanie mało stabilnym kończycie imprezę lub chcecie wrócić od znajomych. Co robicie? Sięgacie po telefon komórkowy i wzywacie w miejscowym dialekcie naznaczonym wpływem wyskokowych trunków taryfę. Wiem.. nie każdemu się zdarza taki stan (mi nigdy!). OK. To przypuśćmy, że chcecie wrócić po prostu z miasta z zakupami (całkiem trzeźwo!). Znowu komórka, poszukiwanie numeru telefonu do korporacji taksówkowej i oczekiwanie na taxi. A jeżeli nie jesteście w stanie wybrać numeru, lub po prostu go nie pamiętacie, a darmowe bajty się skończyły? To macie problem. Ale nie w Turcji. Tu przed każda restauracją, większym sklepem, na rogu ulicy itd. itp. Znajduje się przycisk przywołania taksówki. Skrzynki wiszą wszędzie: na murze, rurze, znaku, i drzewie. I działają! I to 24/24. Naciśnij knefel i czekaj.. a my cię odbierzemy i zawieziemy gdzie chcesz. Za kilka euro.






Zresztą taksówkarze widząc idącego turystę od razu proponują swoje usługi. I co najdziwniejsze od razu rzucają cenę: np. stojący na parkingu przy Twierdzy taksówkarz proponuje zwiezienie do miasta za 10 Euro.. Nie pyta, jaki hotel i w której części miasta. "Drive ten euro! OKI?" No oki. Nie warto. Droga z Twierdzy do miasta jest warta przejścia piechotą, ale o tym będzie w kolejnym odcinku pamiętnika. ;)
Innym środkiem lokomocji są rowery miejskie. Albo tak nam się przynajmniej wydaje, bo w czasie naszych wędrówek napotkaliśmy tylko jedną stację, na której stały tylko trzy rowery, z czego jeden "na kapciu". Odnotujmy więc, że stacje rowerowe są..i tyle. ;)




Wróćmy jednak do naszego spaceru. Drogi do wyboru mięliśmy zawsze dwie: w prawo albo w lewo.  ;) W lewo droga prowadziła nas na plażę Kleopatra, Jaskinię Damlatas, nadbrzeżne parki i Bulwar Ataturka aż do pomnika Sułtana Aladyna Keykubada.









To była nasza trasa rekreacyjna.

W prawo prowadził szlak zakupowy. Uliczkami pełnymi sklepów i straganów szliśmy w kierunku reprezentacyjnej ulicy Alanyi: Bulwaru Ataturka.



Dochodząc do jego pomnika (jednego z dwóch jakie zlokalizowaliśmy w mieście) skręcaliśmy wypocząć do portu.

Pomnik Mustafa Kemala Ataturka (1881-1938) - ojca Turków znajduje się w centrum miasta Alanya, niedaleko portu, przy ratuszu. Na pomniku widnieje napis YURTTA SULH CIHANDA SULH - słowa wypowiedziane przez Ataturka. W tłumaczeniu na j.polski: "Pokój w domu, pokój na świecie". (cytat z internetu)



Ale wracajmy do naszego spaceru.
O czym należy pamiętać poruszając się po tureckim mieście (a przynajmniej po Alanyi)? Oczywiście o zasadach ruchu drogowego.

Uwaga - będzie lekcja pierwsza: przechodzenie przez skrzyżowanie na pasach. Jak wiecie obowiązuje nas wszystkich sygnalizacja świetlna. Jako Europejczycy staraliśmy się pierwszego dnia stosować do (jak nam się wydawało) uniwersalnych przepisów związanych z kolorem światła przy przejściu dla pieszych. Jednak już krótka obserwacja nauczyła nas nowych zasad obowiązujących w Alanyi:
Światło czerwone znaczy STÓJ.
Światło zielone znaczy IDŹ.
Światło czerwone znaczy IDŹ skoro najbliższy pojazd jest dalej niż 5 metrów od ciebie.
Światło zielone znaczy STÓJ, bo może akurat kierowca trąbiący na ciebie przed przejściem uzna, że jednak to on ma pierwszeństwo.
Lekcja druga: policja zawsze jeździ na kogutach. Ale to nie znaczy, że w razie czego ci pomoże w przejściu przez jezdnię. ;) Bo Pan Policjant może np. zatrzymać się na środku skrzyżowania, wysiąść z radiowozu, zatrzymać delikwenta i pouczyć go (co najmniej) zatrzymując cały ruch na bulwarze. Że kierowcy trąbią? Wszyscy Turcy trąbią, zawsze i wszędzie, z powodu.. i bez powodu. A najczęściej trąbią, bo inni trąbią.
Lekcja trzecia: przechodzisz przez przejście na zielonym! Świetle i jesteś już w połowie drogi? Nie czuj się pewnie! Może właśnie skręcający w lewo kierowca, widząc przed przejściem na chodniku swojego znajomego, postanowi się zatrzymać dokładnie na pasach, odgradzając ludzi przechodzących przez jezdnię od chodnika i na dodatek blokując przejazd na wszystkich pasach ruchu. Jak? Po prostu: wystarczy opuścić szybę i wdać się w pogaduszki ze znajomym. Że wszyscy w koło trąbią? On tez za chwile zacznie trąbić na tych, którzy trąbią na niego. A co.










Jak zatem przechodzić przez ulice w Alanyi? Szybko. I rozglądając się na wszystkie strony dopóki nie osiągniemy chodnika po drugiej stronie ulicy.
A co, gdy już jesteśmy na chodniku? Rozglądamy się w prawo i w lewo. Dlaczego? Przecież chodnik to miejsce, po którym poruszają się wszechobecne skutery. Bo jeżeli np. ulica jest jednokierunkowa, to praworządny Turek nie pojedzie ulicą pod prąd. Od tego jest chodnik z przeszkadzającymi w manewrach spacerowiczami! I co z tego, że na bulwarach pojawiają się znaki zakazu jazdy skuterem po chodniku. Przecież to informacja dla turysty a nie dla Turka. ;)








Co ciekawe w Alanyi tylko kierowca skutera ma kask na głowie. Pasażer nigdy. Turcy mimo, że w większości muzułmanie wyznają raczej wartości europejskie. Wśród mieszkańców Alanyi zauważyć można wszechobecny patriarchat. Mężczyzna jest kierowcą (choć widzieliśmy Turczynki kierujące skuterami), sprzedawcą, kelnerem, fryzjerem i tatuażystą. Kobiety, jeżeli obsługują klientów, to marketach lub sklepach niebędących własnością prywatną. To mężczyzna z mężczyzną prowadzi targ, ewentualnie komplementują klientkę stojąca obok partnera. To mężczyzna obsługuje klientów w restauracjach i barach. To mężczyzna pije herbatę (zawsze i wszędzie i o każdej porze). W ogóle mężczyzna w Turcji jest macho.. i niech Kobiety mi to wybaczą. :D

A jak noszą się kobiety w Alanyi? Jak widać na powyższych zdjęciach rożnie. I z europejska, i zachowując zasady religii muzułmańskiej. Można spotkać w jednym miejscu (np. sklep odzieżowy LC Waikiki - lokowanie produktu ;)  ) Turczynkę ubraną jak mieszkankę Europy, a obok niej kobietę ubrana w burkę przeglądającą najnowszą kolekcję mody damskiej. Najczęściej jednak spotyka się kobiety ubrane w hijab, choć im młodsze tym częściej z niego rezygnują (lub jeszcze nie używają).





Skoro jesteśmy przy muzułmanach to dostrzec trzeba w Alanyi Cami czyli meczety. Jest ich co najmniej kilkanaście jak nie -dzieścia/i. Pewnego dnia stojąc przy w porcie przy latarni morskiej zaczęliśmy liczyć minarety na horyzoncie. Wyszło nam 18, a ile było ukrytych przed nami po drugiej stronie wzgórza zamkowego? Meczety w Alanyi to w większości budowle współczesne. Przy każdym, który zobaczyliśmy, stoi minaret. Przeważająca ilość meczetów w Alanyi ma tylko jeden minaret, z którego muezin (osobiście, lub częściej przez głośniki) wzywa wiernych do modlitwy.


















Patrząc na mieszkańców Alanyi nie zauważa się zbytniego poruszenia związanego z tym wezwaniem. Owszem, kilka osób zazwyczaj udaje się do meczetu, ale 99,9999% mieszkańców nadal oddaje się swoim obowiązkom. Każda dzielnica, kwartał, posiada swój meczet. Ilość minaretów zależy zaś (podobno) od zasobności mieszkańców, którzy meczet wybudowali. Stąd jeden to takie spełnione minimum świadectwa wiary. Pamiętać bowiem należy, że to górujący nad meczetem minaret symbolizuje potęgę islamu. Ale do 3M (minaret-meczet-muezin) jeszcze wrócimy przy okazji opowieści o wzgórzu zamkowym.

Kolejny charakterystyczny element ulicy w Alanyi to "poidełko". Sam nie wiem jak to nazwać? Dystrybutor wody? Fontanna do picia wody? Czy po prostu ogólnodostępny kran z wodą? Są na każdej większej ulicy. Miejskie, ale i zamontowane w ogrodzeniach prywatnych domów przez troskliwych mieszkańców. Takie miłe udogodnienie na upalne dni.










Czym jeszcze kusi ulica? Oprócz sklepów i bazarów z każdej strony atakują nas knajpki, kebaby i restauracje.




Żeby poznać menu nie trzeba nawet wchodzić do środka. Przed jadłodajniami stoją tablice ze zdjęciami potraw lub stojaki ze sztucznymi potrawami.













Nic tylko wejść i spożywać. Pod warunkiem, że nie jest się na wakacjach w hotelu z all inclusive i po kolejnym obfitym posiłku nie macie siły nawet na kasztany z wózka sprzedawcy. ;)



Ponieważ zrobił się nam z tego przydługawy post, tych którzy wytrwali do końca zawiadamiam, że cześć dalsza będzie opublikowana za chwilę (chwila to oczywiście pojęcie względne).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz