Ekipa: DeaDia, Borka i Mła..
No to idziemy..
Początek szlaku zaplanowaliśmy w Joneczkowych Rycerkach, na parkingu mieszczącym się na końcu miejscowości. O parkingu na forach krążą różne opowieści. A to, że po powrocie można znaleźć samochód uszkodzony, a to, że czeka przy twoim środku transportu miejscowy parkingowy z propozycja nie do odrzucenia opłaty za miejsce.
Na parkingu stało kilka samochodów, a następne przejeżdżały szukając miejsca. Czerwona tabliczka informowała koślawymi literami: parking płatny. Tylko nie bardzo wiadomo komu i ile należy zapłacić. Postanowiliśmy zaryzykować i wraz pozostałymi turystami zostawiliśmy pojazdy i ruszyliśmy na szlak. Wszyscy, których spotkaliśmy na parkingu ruszyli na Przełęcz Przegibek, tylko nasza trójka poszła w przeciwną stronę, drepcząc w kierunku z którego przyjechaliśmy.
Wymyśliłem sobie bowiem, że do klasycznej pętli Joneczkowe - Przegibek - Rycerzowa - Joneczkowe dorzucę bazę namiotową na Przysłopie Potóckim i Wielką Bendoszkę z Jubileuszowym Krzyżem Ziemi Żywieckiej. Do bazy prowadzi tzw. zielony szlak chatkowy i jego mieliśmy zamiar się trzymać. Po ok. 2 kilometrach marszu przez wioskę dotarliśmy do skrzyżowania, gdzie na drzewie znaleźliśmy strzałkę określającą kierunek do bazy namiotowej.
Droga którą poszliśmy była przyjemna, wręcz marzenie dla porannych wędrowców. Pogoda zapowiadała się w kratkę, więc częściej zamiast pod nogi spoglądaliśmy w niebo. Ale brak oznakowania szlaku dostrzegliśmy. Tylko, że późno.
Po kilkuset metrach trafiliśmy na zwózkę drewna z gór i pięknego rumaka zaprzęgniętego do ciężkiej pracy.
Ponieważ brak szlaku nam troszeczkę doskwierał, a i kropki w aplikacji coraz bardziej odchodziły od naszej lokalizacji w lewo, postanowiliśmy zapytać miłych panów o drogę. Usłyszeliśmy, że idziemy dobrze, i że wszyscy idą w górę tym "szlakiem" (żeby nie było.. mam materiał filmowy :D , że taka konwersacja naprawdę się odbyła). Ruszyliśmy więc dalej w górę..
Pod nogami kamienie i kawałki drewna pozwalały przypuszczać, że idziemy szlakiem zrywki drewna.
Po pewnym czasie jednak droga zamieniła się w głęboki jar, a wśród coraz większych kamieni i kawałków drewna zaczął pojawiać się szemrzący strumyk.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Dziewczyny po tej wspinaczce po mokrej trawie były wykończone, a i mi niewiele brakowało, by zawrócić z trasy.
Po kilkunastu minutach udało nam się dostrzec znaki szlaku chatkowego na drzewie. Myślicie, że szlak był w lepszym stanie, niż nasza trasa "na przełaj"? To myślcie tak dalej, ale racji nie macie.
W końcu, po przeszło półtorej godzinie, zamiast po planowanych 40 minutach, wyszliśmy "od d... strony" na polanę, gdzie rozłożyła się Studencka Baza Namiotowa na Przysłopie Potóckim.
Baza całkiem pusta, nie licząc trzech miłych Bazowych, proponujących strudzonym wędrowcom kawę lub herbatę.
Naszym kolejnym celem była Bendoszka Wielka.
Zanim wyjdziemy na szlak prowadzący na górę zaliczamy jeszcze punkt widokowy nad Przysłopem. Od tego miejsca porzucamy zielony szlak bazowy i wybieramy czarny szlak na Bendoszkę.
Szlak odskakuje dosyć szybko w prawo od szerokiej drogi i zaczyna piąć się.. nie zgadniecie :D stromo w górę..
Tu, na podejściu, po raz pierwszy spotykamy samotną turystkę przywiązaną do.. swojego smartfona ;) Nie ma to jak zasięg w górach. ;)
Za nami zostają widoki na Praszywkę Wielką, a po prawej zostawiamy widoki na Przysłop i Wielką Raczę.
Wychodzimy na wielką polanę z widokami na wszystkie strony świata. Czyżby przed nami, za laskiem, miała już być Bendoszka? Niestety nie.
Trzeba to jakoś zakomunikować Dziewczynom. Dobrze, że czeka nas tu mała atrakcja: kolejna polana z punktem widokowym na Małą Fatrę.
Dorze, że na końcu polany wznosi się szczyt na który zmierzamy: Bendoszka Wielka z Jubileuszowym Krzyżem Ziemi Żywieckiej.
Wchodzimy na szczyt i robimy serię pamiątkowych zdjęć, by zaraz potem przystąpić do konsumpcji tego, co każdy sobie przygotował na drogę. A menu było tyle ilu uczestników wycieczki ;)
Z Bendoszki Wielkiej tylko kilka minut dzieliło nas od Schroniska PTTK na Przełęczy Przegibek.
Ścieżką w dół (w końcu schodzimy w góry na przełęcz) docieramy do schroniska.
Schronisko oblężone przez turystów (choć na zdjęciach tego nie widać), ale dające chwile odpoczynku i relaksu. Serwuje tylko piwo polskie (na Ż.), więc jakoś ochoty na nie było (później okaże się, że to będzie pierwsza - i oby ostatnia - wędrówka po górach bez kosztowania złocistego napoju).
Polanka wokół schroniska to jedno z przyjemniejszych miejsc do odpoczynku po wyczerpującej wędrówce.
Z czego słynie schronisku na Przegibku? Z butów! Kto nie wierzy, niech wygoogla, albo lepiej - niech odwiedzi..
Buty jako kwietniki to fajny pomysł, do zrealizowania w każdym domu, gdzie na pewno jest kobieca szaf(k)a z butami. Ile z nich jest nieużywanych (ale kiedyś się przydadzą ;) ).
Ze schroniska idziemy na Przełęcz Przegibek, skąd zaczynają się szlaki, a między nimi i nasz, na Wielką Rycerzową.
Zatrzymujemy się przy szlakowskazach. Do wyboru mamy niebieski na Wielką Rycerzową (trawersujący zbocza pasma) i czerwony (szczytami wzdłuż granicy) na Małą Rycerzową, obydwa pokazujące czas przejścia 1,5 godziny. Coś nam tu nie pasuje, ale wybieramy czerwony.
Po raz ostatni spoglądamy na schronisko i mozolnie pniemy się w górę szlaku.
Szlak do najłatwiejszych nie należy, nie dosyć, że momentami jest stromo, to jeszcze napotykamy pełno przeszkód terenowych w postaci powalonego drzewostanu.
Oznakowanie też pozostawia wiele do życzenia. Może to wina powalonych drzew, a może po prostu tak rzadko został szlak oznakowany. Nauczeni porannym doświadczeniem pilnujemy szlaku nie tylko w terenie, ale i kropek na mapie-turystycznej. Pozwala nam to unikać zejścia z trasy.
Pogoda się poprawiła, deszczu nie ma i się na niego nie zapowiada. Wypada nam się z tego cieszyć. Choć z drugiej strony martwią nas widoki wyschniętych rzek i źródeł, które napotykamy na szlaku.
Przed nami najtrudniejszy punkt dzisiejszego dnia: podejście na Wielką Rycerzową. Chociaż droga korytem rzeki dała nam w kość, choć szlak pod Bendoszkę był długi i męczący, to jednak ostatnie strome krótkie podejścia pod Wielką Rycerzową zapadną nam w pamięć.
W końcu jest. Najwyższy szczyt tej części Worka Raczańskiego: Rycerzowa Wielka. Szczyt niepozorny, bez widoków, ale za to z "miejscem" do odpoczynku ;)
Ze szczytu tylko kilka minut do bacówki.
Po drodze mijamy element górnej stacji wyciągu kopalni Jankowice (vide mapy.cz) i schodzimy przez stoki Hali Rycerzowej do Bacówki PTTK na Hali Rycerzowej.
Przy bacówce robimy kolejny odpoczynek.
Jak myślicie, o czym można rozmawiać po wyczerpującej wędrówce? Oczywiście o rozczarowaniach na trasie. A co było największym rozczarowaniem naszej koleżanki Borki? Gdzie była Mała Rycerzowa, do której prowadziły szlakowskazy z Przełęczy Przysłop!
Chcąc nie chcąc ruszamy na poszukiwania Małej Rycerzowej. W końcu nasz klient, nasz pan. I nie możemy zawieść oczekiwań Borki.
Nad bacówką odnajdujemy szlakowskaz a na nim.. tabliczka informująca, że góra przed nami to Mała Rycerzowa. Borka wygląda na szczęśliwą, choć pewnie zadaje sobie pytanie: dlaczego znowu jest pod górę!
Po 10 minutach (o których wspominał szlakowskaz) wychodzimy na rozległą polanę/drogę wzdłuż szczytu z przepięknymi widokami. Tylko gdzie jest tabliczka informująca, że jest to już szczyt Małej Rycerzowej?
W końcu odnajdujemy zdezelowaną choinkę szlaków, ale.. bez oznakowania szczytu. Aby nie frustrować więcej naszej Koleżanki informuję Ją, że to szczyt na który tak bardzo czekała ;)
Od tego miejsca szlak ma nas prowadzić już praktycznie tylko w dół. A to cieszy każdego zmęczonego turystę.
Pomimo zmęczenia wyłapujemy smaczki po drodze. Nie tylko jagody, ale i.. pola ostów..
Poszukujemy również charakterystycznego miejsca na tym szlaku: grobu partyzanta. Udaje się go wypatrzeć DeaDia, bo tabliczka informująca o tym miejsce jest przybita niestety z przeciwnego kierunku aniżeli my idziemy.
Poniżej tego miejsca szlak znowu przechodzi w drogę, którą prowadzono zrywkę drewna. A to może zapowiadać kłopoty z odnalezieniem znaków na drzewach.
Nie mylimy się. Mapa pokazuje, że powinniśmy odbić w prawo, by przekroczyć potok i wejść pomiędzy zabudowania Mładej Hory, a droga ostro zakręca w lewo i biegnie lewym brzegiem rzeki. Korygujemy naszą trasę i odnajdujemy szlak, nie nadrabiając tym razem zbyt wiele drogi.
Na środku wsi znajdujemy zdezelowany szlakowskaz, dzięki któremu (przynajmniej częściowo), oraz dzięki pomocy miejscowej babci, znajdujemy szlak do Joneczkowych Rycerek (szlakowskaz wskazuje drogę do Rycerek - niebieski szlak).
Wprawdzie babcia twierdzi, że do Joneczkowych jest kilka minut, ale pamiętajcie, że miejscowym czas biegnie nieco inaczej ;) Nam zajmuje on prawie godzinę, może dlatego, że kolejny raz prowadzi trasą zrywki drewna, jest stromy i usiany ruchomym podłożem.
W końcu, po przebyciu 22,87 km w czasie 8 godzin 37 minut i 38 sekund :D (wg Endomondo) wracamy na miejsce naszego startu.
Wracamy zmęczeni, ale zadowoleni. Brawo my. Pomimo przeciwności losu, słabo oznakowanego szlaku i czasami zwątpienia we własne siły zrobiliśmy całą zakładaną trasę w całkiem przyzwoitym czasie.
W dodatku samochód stoi na parkingu nie ruszony, a i parkingowego nie widać.
Przed nami jeszcze tylko powrót do domu z trzema postojami (ale to materiał na inny post).
Dziękujemy Borka za towarzystwo i mamy nadzieje na powtórkę. Może druga część Worka Raczańskiego z Wielką Raczą? I tym razem już wiem gdzie jest Mała Racza, jakby Ci na niej bardziej zależało :D
I jeszcze uwaga na koniec: nigdy więcej (a to już kolejny raz) nie uwierzę naszym towarzyszom wędrówek, że padną na trasie i będziemy musieli ich zbierać, holować, ciągnąć, bo idą pierwszy raz w góry. Wszyscy, którzy tak twierdzili zapingalali po górach jak sarenki wyżynne, sprawdzając kondycję mła, czyli nizinnego łosia..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz