Ponieważ przestało padać postanowiliśmy wybrać się na "mokry" szlak. Mokry, bo wzdłuż dopływów Wisły - Białej i Czarnej Wisełki. Ekipa to dwie Sarenki (o czym miałem się przekonać na szlaku): DeaDia i Beata, oraz spowalniacz kroków, czyli ja.
Poranek rozpoczął się tradycyjnie od "spotkania z SONS" czyli Standardową Obsuwą Na Starcie. Kilka minut w plecy, które całe szczęście droga pozwoliła nadrobić.
Na początek i koniec naszej pętelki wyznaczyliśmy parking OSP Wisła Czarne, gdzie zjawiliśmy się kilka minut po 9 rano.
Parkin jeszcze o tej porze pusty, ale parkingowy już pilnuje, aby uiścić opłatę 6 zeta za pozostawienie samochodu.
Wyruszamy stąd niebieskim szlakiem w kierunku Baraniej Góry.
Początek szlaku to asfaltowa szosa. I to wcale nie na krótkim odcinku, bo wg mapy ciągnie się jakieś 2,5 km.
Ale nie jest to monotonna wędrówka. Po prawej ręce szumi Biała Wisełka (taki niuans - Wisła Czarne, a płynie przez nią Biała Wisełka - spokojnie.. do Czarnej tez dojdziemy), po lewej szemrzą strumyczki. Nic tylko woda.. woda.. woda..
Wśród okoliczności przyrody pojawiają się humorystyczne akcenty: niezły wóz i niezła chata.. nic tylko zamieszkać w górach..
Spotykamy również pierwszych turystów. Zastanawiam się tylko czy słowo "turysta" jest tu adekwatne do uprawianej formy turystki. To po prostu biegacze górscy, których coraz więcej w Beskidach (i myślę, że nie tylko w Beskidach)...
My idziemy, biegacze biegną, a obok drogi szumi Biała Wisełka. I to głośno szumi, przewalając w swoim korycie, z wielka prędkością, całkiem sporo wody.
Po prawej Biała Wisełka i jej kaskady..
..a Sarenki coraz dalej..
.. po lewej strumyki..
.. a Sarenki nikną na horyzoncie!
Taka mała anegdotka:
na szlaku spotykamy Parę Turystów idących za rękę.
Pytam DeaDię: dlaczego my tak nie chodzimy.
Odpowiedź? BO MNIE SPOWALNIASZ!!!
No to już wiecie, kto narzucał tempo na tej wycieczce :D
Kto pamięta ten szlak sprzed kilkunastu lat (nawet jak ja, przez mgłę czasu), ten zaskoczony będzie infrastruktura, jaka powstała tuż przy drodze. Kiedyś był to pusty trakt, teraz Turysta może znaleźć tu jadło i napitki, a kto zmęczony również transport..
A po prawej i lewej stronie woda..
i tablice.. coraz bardziej dowcipne.. dla dorosłych i dzieci..
Jest co focić.. aparatem fotograficznym i komórką.. co zresztą widać na zdjęciach powyżej (i jeszcze sporo im Wam wrzucę.. a co..)
W końcu dochodzimy do skrętu, który z asfaltu prowadzi nas na leśne, górskie ścieżki.
Kierunek - Kaskady Rodła i szczyt Baraniej Góry.
Ścieżka staje się kamienista i niewygodna do wędrówki, całe szczęście, że można dreptać po murku nad korytem Wisełki.
Dochodzimy do Kaskad Rodła, gdzie natrafiamy na kolejną tablicę informacyjną.
Warto tu przytoczyć fragment z Wiki, żeby wiedzieć co oglądamy:
"Kaskady Rodła – zespół ok. 25 naturalnych wodospadów i progów rzecznych na Białej Wisełce, w dzielnicy miasta Wisła (Wisła Czarne), na północno-zachodnich stokach Baraniej Góry w Beskidzie Śląskim.
Formalnie Kaskady znajdują się na potoku Wątrobnym, który dopiero za tzw. Wrotami J. Kubisza łączy się z potokiem Roztocznym i powstaje właściwa Biała Wisełka, ale potok Wątrobny uważany jest za jej główny ciek źródłowy.
Wysokość wodospadów w tym miejscu wynosi od 0,5 do 5 metrów (dwa największe wodospady są w odcinku górnym i mają 3,5 oraz 5 metrów wysokości), natomiast nachylenie koryta od 8 do 10%. Są to najwyższe wodospady Beskidu Śląskiego".
No to jeszcze tradycyjnie filmiki z "wodospadów" Kaskad Rodła:
Z Kaskad kamienna ścieżka prowadzi nas w dalszą drogę. Sarenki poszły w las, a ja miałem "chwilę" na poszukiwanie kesza. Poszukiwanie uwieńczone sukcesem. I to podwójnym: po pierwsze kesz GC4WHVQ został odnaleziony, po drugie okazało się, że Sarenki się o mnie martwią ;) Zbyt długa moja nieobecność zaowocowała przepytaniem przez Sarenki nadchodzących turystów, czy nie widzieli "chłopa z brodą" nad Wisłą (w domyśle: może się utopił) i ich powrotem po "zaginionego w akcji". Taki miły akcent ;)
Szlak przez las jest dobrze oznakowany, ale atrakcje w postaci widoków mogą zakłócić percepcję postrzegania znaków i sprowadzić na manowce. Już domyślacie się, że mnie to spotkało? Szlak poszedł sobie lewym brzegiem strumienia, a Machiavelli68 prawym. Dobrze, że aplikacja mapa-turystyczna pokazała, że nie trzeba się wracać, bo idąc przed siebie w końcu natrafi się na szlak. Ale chwila zwątpienia była.
Szlak robi się coraz ciekawszy. zamiast kamieni czy ściółki leśnej stąpamy po korzeniach drzew. Dobrze, że pogoda dopisała i nie są one mokre, bo trasa nie byłaby wtedy tak "lajtowa".
Wchodzimy na teren Rezerwatu Barania Góra. Mijamy wiatę (potencjalnie niezłe miejsce na nocleg) i kolejną wesoła tablicę.
Ciśniemy dalej w górę, aż do punktu widokowego przy skręcie niebiesku szlaku w kierunku na Baranią Górę.
Punkt widokowy znajduje się na poziomie 1079 m n.p.m., na współrzędnych 49.611722 N i 19.000374 E. Skąd to wiem? Popatrzcie na zdjęcia poniżej. Na mojego smartphona trafiła kolejna aplikacja: Polskie Góry. Jeżeli uda mi się opanować drżenie rąk, to zrzuty z tej aplikacji będą bardziej dokładne (widać, że nazwy szczytów rozjeżdżają się z punktami w terenie). Ale ogólnie polecam. Pierwsze testy przeszły pozytywnie. Dzięki aplikacji można wreszcie bez papierowej mapy (która i tak wędruje zawsze w plecaku) zorientować się "na co patrzymy".
Stromym, ale nie uciążliwym podejściem, po krótkim odpoczynku wędrujemy dalej. Podziwiając przyrodę i uwieczniając ją na zdjęciach nawet nie zauważam, że Sarenki znowu narzuciły zabójcze tempo. Chyba dopada mnie starość :D
Przed nami przedostatnie, kamieniste podejście pod szczyt Baraniej Góry do stacji meteo.
Jeszcze tylko ostatnia prosta, tym razem po ubitej ścieżce, i zza drzew wyłania się szczyt z wieżą widokową. Jest godzina 11:47.
Ludzi na szczycie jak na lekarstwo. Pozwala nam to cieszyć się widokami i pusta platformą widokową.
"Za moich czasów" (jak to brzmi), czyli jeszcze przed 1991 rokiem (data wybudowania wieży) na szczycie stał tylko kamienny obelisk. Fajnie jest widzieć, że nie został zniszczony, lecz wkomponowano go w nową konstrukcję.
Platforma nie do końca okazała się pusta, bo na jej szczycie znajdujemy różowego Huaweia! Na okrzyk: kto zostawił telefon na platformie, nie słyszymy pozytywnej odpowiedzi. Podobno telefon leży tam już co najmniej pół godziny i nikt się po niego nie zgłasza. mamy dylemat: zostawić i liczyć,że trafi do rąk właściciela? Czy znieść do Schroniska i dać info na FB, może ktoś się zgłosi. Wybieramy opcję druga dodatkowo na szczycie wieży w miejscu znalezienia fona zostawiamy kartkę z informacją, gdzie odnosimy zgubę. Wyprzedzając historię, jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy a Schronisko Przysłop umieściło informację na swoim profilu na FB. Mamy nadzieję, że właściciel(ka) się znajdzie.
W plecaku odpoczywa lornetka, lustro wisi na szyi, a ja postanawiam dalej testować aplikację Polskie Góry. Po pierwsze dowiaduje się, że jestem na wysokości 1249 m (Barania Góra ma 1220 m n.p.m.). To ciekawe, bo wg danych znalezionych w internecie wieża ma następujące dane techniczne:
Całkowita wysokość - 15 m
Całkowity ciężar - 12 ton
Galeria widokowa na wysokości - 8,5 m
Taras górny na wysokości - 9,1 m
Powierzchnia tarasu górnego - 3 m x 2,4 m
Dopuszczalna ilość osób na tarasie - 20
Słupy główne o średnicy - 114 mm
Rozstaw żelbetowych stóp - 6 m x 4,5 m
Dane ze strony:
Czyli albo aplikacja kłamie, albo Barania nam urosła ;)
Po drugie (pomimo, że na wieży są plansze z panoramą, którą widzimy na horyzoncie) dzięki aplikacji nareszcie wiem na co patrzę. Żeby jeszcze ręce mi się tak nie trzęsły.
Po podziwianiu widoków i akcji ratowniczej znalezionego fona czas na zasłużony odpoczynek nad ziemią.
Po zejściu z platformy zabieramy się za zasłużony posiłek. Jedni jedzą falafele, drudzy szamają kurczaki. Ot.. kulinarna różnorodność..
Po półgodzinnym pobycie na szczycie sprawdzamy czasy na choince szlaków i ruszamy w dalszą drogę.
Jeszcze tylko kolejny kesz..
.. i żegnamy się ze szczytem Baraniej Góry..
Aż do kolejnego kesza.. ups.. szczytu oczywiście (na którym jest kesz :D), czyli do Wyrchu Wisełka szlak jest płaski jak stół.
Za Wyrchem skręcamy zgodnie ze szlakiem w kierunku Schroniska PTTK Przysłop pod Baranią Górą. Co ciekawe na tabliczce znajduje się nazwa PrzysłUp. Więc jak w końcu?
Krajobraz zmienia się diametralnie. szlak jest odsłonięty, napotykamy tez coraz częściej na połacie lasu powalonego przez kornika.
Na drzewach oprócz znaków szlaku turystycznego pojawia się oznakowanie Szlaku Habsburgów.
Na podmokłej ziemi ułożone są bale drewna, po których chodzenie to sama przyjemność. Uczucie jak w Wesołym Miasteczku. Idziesz, a podłoga zapada się pod tobą.
W końcu, po godzinie wędrówki, dostrzegamy "najbrzydsze schronisko górskie w Beskidzie". Sarenki udają się "na piwo", a ja wracam się 40 metrów pod górkę, po "zapomniany kesz" :D
Na ścianie schroniska wyjaśnia się dylemat: Przysłop czy Przysłup ;)
Trzeba przyznać, że od czasu gdy byłem tu ostatni raz wiele się zmieniło. Na plus!
Wypijamy w schronisku tradycyjny napój turystów (za który można zapłacić kartą), zjadamy drugi posiłek, zostawiamy znaleziony telefon i idziemy odpocząć na werandę.
Przed schroniskiem też nowoczesność:
Obok schroniska znajduje się tzw. "GOPR-ówka", w której mieści się obecnie Baraniogórski Ośrodek Historii Turystyki Górskiej „U źródeł Wisły”.
Po "zwiedzeniu" otoczenia wyruszamy na ostatni etap naszej wędrówki - wzdłuż Czarnej Wisełki.
Z początku czerwonym, później czarnym szlakiem przez las schodzimy aż do asfaltowej drogi.
Asfalt, to będzie coś , co stanie się leitmotivem naszej wędrówki.
Na przydrożnych znakach odnajdujemy informację, ile jeszcze tego asfaltu przed nami.
Przy drodze widoki urozmaicają nam pułapki na korniki..
.. gdyby nie one, to widzielibyśmy tylko...
tak.. zgadliście.. woda.. woda woda.. asfalt..
I choć każda meandra.. każda kaskada.. jest inna, to ile można ;)
Dobrze, że czasem trafiają się po drodze rośliny (nawet te pylące)..
.. lub ciekawe tablice informacyjne..
Koniec końców docieramy do końca.. szlaku.. i granic Rezerwatu Przyrody "Wisła" w Wiśle - Czarnej Wisełce.
A tam ciekawostka.. Myślałem, że jesteśmy w Beskidach, ale znak wyraźnie mówi: ZAKAZ RUCHU, NIE DOTYCZY ALP! Czyżby Monarchia Arcyksięcia wróciła i Baranią Górę przyłączono do austriackich Alp?
Stąd już prosta, choć pnąca się pod górę, ASFALTOWA!!!!! droga do miejsca startu naszej wędrówki.
Po drodze zbieramy ostatni w okolicy kesz i mijamy kolejny regionalny pojazd, zaparkowany "co najmniej" na poboczu ;)
I jesteśmy.. Mija 7 godzin 40 minut i 35 sekund naszej wędrówki. W nogach mamy 24,85 km.
Zanim wrócimy do domu zajeżdżamy jeszcze nad Jezioro Czerniańskie, gdzie robimy zdjęcia Pałacyku Prezydenckiego czyli Zamku w Wiśle – Narodowego Zespołu Zabytkowego.
Przejeżdżając obok "Zamku" robimy jeszcze zdjęcie z bliska i.. już wracamy do domu..
Wycieczka całkiem udana, wszyscy pozytywnie wymęczeni, ale za to z naładowanymi akumulatorami. I jeszcze w ostatniej budzie z oscypkami w Wiśle Czarne udało się kopić stitki!
Same plusy..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz