Ale na początek poprawiamy nasz rekord związany z czasem wyjazdu. Poprawiamy to osiągnięcie o dobre pół godziny! Jak na nas, mistrzów "SONS" czyli Standardowej Obsuwy Na Starcie to rekord, który trudno będzie pobić. Ale też plan wycieczki jest napięty do granic możliwości. Mamy zamiar po drodze odwiedzić kilkanaście Nepomuków oraz Florianów, a każdy postój to przecież kilka minut straty ;)
Pogoda zapowiada się rewelacyjnie, a wołające nas z oddali Góry Opawskie, z widoczną białą wieżą na szczycie Biskupiej Kopy, zachęcają do szybszego (oczywiście zgodnego z przepisami!) pokonania trasy do Pokrzywnej, skąd zaplanowaliśmy wyjście na szlak.
Przed godziną 9 parkujemy "Śnieżkę" na pustym jeszcze parkingu leśnym na początku Doliny Bystrego Potoku i wyruszamy na szlak.
Pierwsze kilkadziesiąt metrów to ubita droga prowadząca nas na polankę, na której mieści się kaplica polowa.
Wśród szałasów i kaplicy polowej napotykamy kapliczkę Matki Boskiej Cichej Doliny.
Przechodzimy przez kładkę nad Bystrym Potokiem i wkraczamy na niebieski szlak, który poprowadzi nas na Gwarkową Perć i do Piekiełka.
Szlak jest idealny.. po płaskim ;) .. przynajmniej na razie. Po drodze napotykamy przystanki ścieżki przyrodniczo-dydaktycznej "Doliny Bystrego Potoku na Biskupią Kopę". Przystanek pierwszy: Skocznia narciarska! Choć patrząc na leśny krajobraz trudno to sobie wyobrazić.
Po około kwadransie przyjemnego marszu dochodzimy do skrętu na Gwarkową Perć. Gwarkowa Perć to ściany wyrobiska górniczego po nieczynnym kamieniołomie, przez który poprowadzono szlak na Biskupią Kopę.
Początek całkiem przyjemny. Kamienie ułożone w stopnie ułatwiają wędrówkę. Jednak z każdym metrem robi się trudniej. I może nie jest to specjalnie długi odcinek, ale śliskie podłoże po ostatnich deszczach wymusza na nas odrobinę więcej uwagi i siły.
Zieleń przyrody i ostre słońce wspólnie tworzą barwny klimat tego miejsca, ale my, momentami z nosami przy ziemi, uważamy na każdy postawiony krok.
Możemy jednak zapewnić, że Perć jest warta przejścia. Kto wybierze się na Kopę, naszym zdaniem, powinien zrobić ten odcinek. Teraz pewnie się zastanawiacie, czy istnieje inna, łatwiejsza niż Percią, droga? Otóż istnieje.. i jest na pewno prostsza ;) Można ją zobaczyć, wychodząc na szczyt Gwarkowej Perci. to.. drabinka..
Drabinka ma 35 szczebli i 11 metrów długości. Zamontowana została trochę nielegalnie w 1985 roku, i dziś stanowi jeden z głównych znaków rozpoznawczych Gór Opawskich.
Dotrzeć do tego punktu wycieczki dotarliśmy, teraz jeszcze pozostało mi przekonanie DeaDia do zejścia w dół. Okazało się to nie tak trudne, jak się spodziewałem. Kroczek po kroczku, stopień po stopniu i DeaDia osiąga dno.. kamieniołomu ;)
A tam czekają na nas okoliczności przyrody, obok których nie można przejść obojętnie. Mchy i paprocie rosnące na mokrych skałach, same skalne wychodnie robią klimat tego miejsca. I to dosłownie klimat, bo powietrze tu rześkie, a klimat zachęcający do odpoczynku od palącego słońca.
Odpoczywamy dłuższą chwilę, robiąc zdjęcia i podziwiając okolicę. Ale wszystko co dobre..
I nadszedł ten moment, gdy na pytanie DeaDia: którędy teraz? musiałem odpowiedzieć zgodnie z prawdą: drabinką w górę! Dziękujmy bogom gór i lasów, że w pobliżu nie było osób nieletnich. Nie spodziewałem się, że DeaDia ma taki zasób słów powszechnie uważanych za.. nazwijmy je wyraziste! Ale co robić. Musiała wziąć pupę w.. i ruszyć szczeblami w górę, w miejsce skąd schodziła jeszcze niedawno w dół pełna werwy i radości. A za Nią ja, sprawca Jej wzburzenia i podniesionego ciśnienia (zwykle ma niskie, więc chyba to akurat dobrze :D ).
Zła była jak sam diabeł, dlatego postanowiłem zabrać Ją tam gdzie wtedy było Jej miejsce: do Piekiełka!
Piekiełko było kiedyś kamieniołomem, w którym wydobywano łupki. Jak to napisał w tytule swojej książki Ute Ehrhardt, "Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą", DeaDia chciała iść na samo dno kamieniołomu. Zatem wędrujemy w dół. Tym razem "w dół" oznacza zaledwie kilka metrów, więc podróż nie trwa zbyt długo...
Ponieważ aby dojść do Piekiełka musieliśmy odbić z naszego szlaku w bok, wracamy do krzyżówki szlaków wybierając teraz żółte znaki, które zaprowadzą nas do schroniska o wdzięcznej i dźwięcznej nazwie: Górski Dom Turysty Pod Biskupią Kopą.
..w przeciwieństwie do "focha" po drabince.. (no dobra, trochę przesadzam ;) ), ale drogę powrotną każdy z nas zrobił z innej strony rozpadliska..
Ponieważ aby dojść do Piekiełka musieliśmy odbić z naszego szlaku w bok, wracamy do krzyżówki szlaków wybierając teraz żółte znaki, które zaprowadzą nas do schroniska o wdzięcznej i dźwięcznej nazwie: Górski Dom Turysty Pod Biskupią Kopą.
Docieramy do kolejnego dźwięcznego miejsca na naszej drodze. To Droga Amalii nad Anusią ;)
To ostatni prosty odcinek. Przed nami kapliczka przy Ścieżce Langego. Stąd już do schroniska będzie tylko pod górę.
Ten odcinek to kamieniste podłoże, które przypomina nam, że Góry Opawskie należy do Jeseników, a Jeseniki to Sudety Wschodnie. A jak Sudety, to kamień pod stopami, w przeciwieństwie do znanych nam dobrze Beskidów.
Im bliżej schroniska, tym bardziej śmieją nam się mordki. Nie tylko dlatego, że czekać na nas będzie tam jedzonko i napitek, ale i z powodu tabliczek i rzeźb przy szlaku.
Ten odcinek to kamieniste podłoże, które przypomina nam, że Góry Opawskie należy do Jeseników, a Jeseniki to Sudety Wschodnie. A jak Sudety, to kamień pod stopami, w przeciwieństwie do znanych nam dobrze Beskidów.
Im bliżej schroniska, tym bardziej śmieją nam się mordki. Nie tylko dlatego, że czekać na nas będzie tam jedzonko i napitek, ale i z powodu tabliczek i rzeźb przy szlaku.
Przed nami schronisko o dźwięcznej nazwie (zauważyliście, że tych dźwięcznych dźwięków w Górach Opawskich jest sporo?): Górski Dom Turysty Pod Biskupią Kopą. Żeby nie było tak prosto, aby się do niego dostać musimy pokonać jeszcze kilkanaście schodów.
Rzeźby i ozdoby stanowią znak rozpoznawczy tego schroniska. chyba jeszcze nigdzie nie widzieliśmy tyle kolorowych akcentów wokół "schronu".
Jeszcze tylko kolejne schody i.. kolejne schody ;) i kolejne.. rzeźby..
.. nareszcie zachodzimy pod przyjazny dach, gdzie napoje i napitki nabyć można.. A do tego jest pieczątka i.. "známky na hole" ;) I żółw, mieszkaniec schroniska.. ciekawe ile jemu zajęło dotarcie tutaj ;)
Zakupujemy to, po co przyszliśmy i siadamy do posiłku.
Po posiłku czekają nas ostatnie zdjęcia przy schronisku, które będą nie tylko pamiątką, ale i potwierdzeniem odbycia dzisiejszej wycieczki. Sprawdzamy szlakowskaz i wybieramy czerwone znaki prowadzące na szczyt Biskupiej Kopy.
Wędrując wzdłuż granicy Głównym Sudeckim Szlakiem im. Mieczysława Orłowicza, staramy się trzymać polskiej strony. W końcu musimy pamiętać, że idziemy w góry w czasach pandemii, a co za tym idzie w czasach pewnych ograniczeń.
Podejście pod szczyt nie trwa długo, ale potrafi wymęczyć. A może to efekt rozleniwienia odpoczynkiem w schronisku?
W końcu szczytujemy! I to jak! Z dylematem! Bo mamy do wyboru, czy zdobyliśmy szczyt o wysokości 891 m n.p.m. (wersja polska na blaszce przybijanej na kijek turystyczny), czy 890 m (wersja czeska stitku na hul ;) ). Sprawę rozstrzyga tabliczka na szczycie - 891 m n.p.m.
Przed nami lśni bielą Kaiser Franz Josef Warte - wieża widokowa na Biskupiej Kopie z 1898 r. Najwyższy punkt widokowy Gór Opawskich i jedna z najstarszych tego typu budowli.
Robimy zdjęcia, przybijamy pieczątki i kupujemy bilety wstępu, aby ze szczytu zobaczyć rozległą panoramę terenów po polskiej i czeskiej stronie.
Schodzimy z wieży, "przeglądamy" szlakowskaz, i wybieramy drogę ku Srebrnej Kopie
Schodzimy czerwonym szlakiem do Krzyża Pojednania.
Od tego miejsca szlak prowadzi ostro w dół.. bardzo ostro.. aż do Przełęczy Mokra (707 m n.p.m.). Chyba nie chcielibyśmy tą drogą podchodzić na szczyt Biskupiej Kopy..
Ponieważ troszeczkę się zagadaliśmy na szlaku, kierujemy się na szczyt Srebrnej Kopy ścieżką poniżej szlaku. Tak troszeczkę na azymut, przez co omijamy szczyt o kilka metrów.
Ścieżka wyprowadza nas na szlak na wprost małej platformy widokowej poniżej szczytu Srebrnej Kopy. Dzięki temu wiemy, że wróciliśmy na właściwą drogę :D
Przed nami znowu ostry odcinek w dół, aż do skrzyżowania szlaków na Złodziejskiej Drodze.
Po kilkunastu minutach dochodzimy do Przełęczy pod Zamkową Górą (508 m n.p.m.), skąd kontynuujemy wędrówkę żółtym szlakiem. A szlak jest malowniczy i prosty.. po płaskim ;)
Dochodzimy do miejsca, gdzie żółty szlak zakręca w kierunku parkingu przy łowisku w Pokrzywnej. My wraz z innymi turystami wybieramy ścieżkę prowadzącą do centrum miejscowości, skąd kawałek asfaltu doprowadzi nas do miejsca, gdzie czeka na nas Śnieżka ;) w towarzystwie sporej grupy innych mechanicznych pojazdów. Faktycznie - Góry Opawskie są ciekawą i wartą odwiedzenia alternatywą dla schodzonych Beskidów czy Karkonoszy.
Wracając zahaczamy o piękne Głuchołazy, gdzie zdobywamy kolejne Nepomuki do kolekcji. A potem już prosto do domu, żegnając widoczną na horyzoncie Biskupią Kopę.
EDIT: DeaDia czyta tekst przed publikacją i zatwierdza treść ;) Zwróciła mi uwagę, że nie przyznałem się sklerozy! Przed każdą wyprawą, podczas której zbieramy Nepomuki przygotowuje rozpiskę miejsc ze wskazówkami dojazdu. Tym razem w planach było kilkanaście Nepomuków. A lista.. została na stole! Z pamięci (czyli z niczego :D ) odtworzyłem tylko ok. połowę miejsc.. Jak na mój wiek to chyba niezły wynik :D Resztę i tak zebraliśmy podczas następnej wycieczki (o której już niedługo napiszę).
I jeszcze na koniec.. Jeżeli ktoś czytał, to pewnie zdziwił się naszej megalomanii: należy nam się medal! A jednak należy. I został przyznany. Przez Klub Turystyki Kolarskiej - KTUKOL z Głuchołaz. Pięknie dziękujemy i gratulujemy ciekawego pomysłu na promocję regionu.
Do zobaczenia na szlaku!
Jeszcze tylko kolejne schody i.. kolejne schody ;) i kolejne.. rzeźby..
.. nareszcie zachodzimy pod przyjazny dach, gdzie napoje i napitki nabyć można.. A do tego jest pieczątka i.. "známky na hole" ;) I żółw, mieszkaniec schroniska.. ciekawe ile jemu zajęło dotarcie tutaj ;)
Zakupujemy to, po co przyszliśmy i siadamy do posiłku.
Po posiłku czekają nas ostatnie zdjęcia przy schronisku, które będą nie tylko pamiątką, ale i potwierdzeniem odbycia dzisiejszej wycieczki. Sprawdzamy szlakowskaz i wybieramy czerwone znaki prowadzące na szczyt Biskupiej Kopy.
Wędrując wzdłuż granicy Głównym Sudeckim Szlakiem im. Mieczysława Orłowicza, staramy się trzymać polskiej strony. W końcu musimy pamiętać, że idziemy w góry w czasach pandemii, a co za tym idzie w czasach pewnych ograniczeń.
Podejście pod szczyt nie trwa długo, ale potrafi wymęczyć. A może to efekt rozleniwienia odpoczynkiem w schronisku?
W końcu szczytujemy! I to jak! Z dylematem! Bo mamy do wyboru, czy zdobyliśmy szczyt o wysokości 891 m n.p.m. (wersja polska na blaszce przybijanej na kijek turystyczny), czy 890 m (wersja czeska stitku na hul ;) ). Sprawę rozstrzyga tabliczka na szczycie - 891 m n.p.m.
Przed nami lśni bielą Kaiser Franz Josef Warte - wieża widokowa na Biskupiej Kopie z 1898 r. Najwyższy punkt widokowy Gór Opawskich i jedna z najstarszych tego typu budowli.
Robimy zdjęcia, przybijamy pieczątki i kupujemy bilety wstępu, aby ze szczytu zobaczyć rozległą panoramę terenów po polskiej i czeskiej stronie.
Za zdobycie tego szczytu należy nam się medal!
Schodzimy z wieży, "przeglądamy" szlakowskaz, i wybieramy drogę ku Srebrnej Kopie
Schodzimy czerwonym szlakiem do Krzyża Pojednania.
Od tego miejsca szlak prowadzi ostro w dół.. bardzo ostro.. aż do Przełęczy Mokra (707 m n.p.m.). Chyba nie chcielibyśmy tą drogą podchodzić na szczyt Biskupiej Kopy..
Ponieważ troszeczkę się zagadaliśmy na szlaku, kierujemy się na szczyt Srebrnej Kopy ścieżką poniżej szlaku. Tak troszeczkę na azymut, przez co omijamy szczyt o kilka metrów.
Ścieżka wyprowadza nas na szlak na wprost małej platformy widokowej poniżej szczytu Srebrnej Kopy. Dzięki temu wiemy, że wróciliśmy na właściwą drogę :D
Przed nami znowu ostry odcinek w dół, aż do skrzyżowania szlaków na Złodziejskiej Drodze.
Po kilkunastu minutach dochodzimy do Przełęczy pod Zamkową Górą (508 m n.p.m.), skąd kontynuujemy wędrówkę żółtym szlakiem. A szlak jest malowniczy i prosty.. po płaskim ;)
Dochodzimy do miejsca, gdzie żółty szlak zakręca w kierunku parkingu przy łowisku w Pokrzywnej. My wraz z innymi turystami wybieramy ścieżkę prowadzącą do centrum miejscowości, skąd kawałek asfaltu doprowadzi nas do miejsca, gdzie czeka na nas Śnieżka ;) w towarzystwie sporej grupy innych mechanicznych pojazdów. Faktycznie - Góry Opawskie są ciekawą i wartą odwiedzenia alternatywą dla schodzonych Beskidów czy Karkonoszy.
Wracając zahaczamy o piękne Głuchołazy, gdzie zdobywamy kolejne Nepomuki do kolekcji. A potem już prosto do domu, żegnając widoczną na horyzoncie Biskupią Kopę.
EDIT: DeaDia czyta tekst przed publikacją i zatwierdza treść ;) Zwróciła mi uwagę, że nie przyznałem się sklerozy! Przed każdą wyprawą, podczas której zbieramy Nepomuki przygotowuje rozpiskę miejsc ze wskazówkami dojazdu. Tym razem w planach było kilkanaście Nepomuków. A lista.. została na stole! Z pamięci (czyli z niczego :D ) odtworzyłem tylko ok. połowę miejsc.. Jak na mój wiek to chyba niezły wynik :D Resztę i tak zebraliśmy podczas następnej wycieczki (o której już niedługo napiszę).
I jeszcze na koniec.. Jeżeli ktoś czytał, to pewnie zdziwił się naszej megalomanii: należy nam się medal! A jednak należy. I został przyznany. Przez Klub Turystyki Kolarskiej - KTUKOL z Głuchołaz. Pięknie dziękujemy i gratulujemy ciekawego pomysłu na promocję regionu.
Do zobaczenia na szlaku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz