09 października 2019

Urodziny na Pilsku - 18.08.2019 r.

Zbliżają się kolejne 18-ste urodziny Deadia. I odwieczny dylemat faceta: co kupić, co przygotować, gdzie zabrać (o ile w ogóle ;) ). Prezent ustalony już od dłuższego czasu (taki na wieki wieków, amen) do odbioru "dzień po", teraz tylko pozostaje znaleźć miejsce  świętowania.
A ponieważ w domu słychać ciągle tylko "zabierz mnie w  góry", padło na góry.
A konkretnie na trzeci szczyt Beskidu Żywieckiego - Pilsko (1557 m n.p.m.)

Pogoda zapowiada się wprost wymarzona na wędrówkę. W plecaku ląduje duża ilość wody, posiłek regeneracyjny i urodzinowe wiktuały. Ponieważ nie wszystko dało się zachować w tajemnicy, DeaDia wie co Ją czeka na szczycie. No może oprócz świeczek ;) (wiem - Pilsko i Góra Pięciu Kopców to rezerwat przyrody, dlatego od razu uprzedzam - świeczki i fontanna nie zostały zapalone - były tam tylko symbolicznie).

To ma być przyjemna niedziela, więc nie spieszymy się. Na parkingu pod Zajazdem Smrek w Korbielowie jesteśmy o 9:15. Płacimy myto za postój (coś koło 7 złotych - już nie pamiętam dokładnie), kupujemy oscypki na drogę i ruszamy w trasę. Wg szlakowskazu na Halę Miziową czeka nas 2 godzinna wędrówka.



Z początku szlak żółto-niebieski prowadzi ulicą Leśną, "ukochanym" przez nas asfaltem. Urozmaiceniem jest potok Buczynka, który towarzyszy nam po lewej stronie drogi.



Dochodzimy do rozstajów, na których niebieski szlak odbija w kierunku Przełęczy Przysłopy. My podążamy za żółtymi znakami ulicą Zbójnicką, mijając pole biwakowe przy szlaku.




 Świąteczny czas to i pora na selfie Solenizantki, a tych będzie dzisiaj wyjątkowo dużo..


W końcu asfalt prowadzi nas w las, by po kolejnych kilkudziesięciu metrach skręcić w leśną drogę.



Przechodzimy przez mostek nad Buczynką i rozpoczynamy podejście na Czarny Groń (1128 m n.p.m.)





Wspinamy się mozolnie, pokonując kolejne metry przewyższenia. Szlak prowadzi przez las, więc nie odczuwa się tak mocno temperatury. ludzi na szlaku niewielu, choć pogoda naprawdę dopisuje.




Od czasu do czasu, między drzewami możemy podziwiać widoki. Nie są może najciekawsze, ale zawsze to jakieś urozmaicenie monotonnej drogi.




Gdy nie ma widoków zawsze możemy patrzeć pod nogi. Tam z kolei można dostrzec ciekawe ślady pozostawione przez gatunek ludzki:


A gdy nie ma widoków i śladów zawsze możemy patrzeć na DeaDia ;)



 Docieramy na Czarny Groń, gdzie spotykają się dwa szlaki z Korbielowa na Pilsko: nasz żółty i zielony, którym mamy zamiar wracać.




Od tego miejsca nie idziemy już sami. Przed nami tłumy turystów, rodzin z dziećmi i osób starszych. widać, że Pilsko będzie dziś oblegane.





Po kilkunastu minutach wychodzimy z lasu na otwarte przestrzenie. To znak, że zbliżamy się do Hali Miziowej i schroniska PTTK.




Jeszcze tylko ostatnia górka, mosteczek i jest schronisko.. ale najpierw sesja zdjęciowa ;)








Schronisko na Hali Miziowej jest chyba jednym z bardziej urokliwych miejsc w Beskidach. Przynajmniej nam bardzo przypadło do gustu.




"Zakładamy" w tym miejscu obóz przed "atakiem szczytowym", posilając się przyniesionymi ze sobą wiktuałami i popijając je zakupionym w schronie piwkiem. Choć pogoda dopisuje (na niebie nie ma ani jednej chmurki), to jednak wiatr przegania nas z ław ustawionych przed schroniskiem do środka. I dobrze, bo wnętrza schroniska mają klimat i są bardzo przytulne.


Przy wejściu wita nas recepcja, w której możemy przybić pieczątkę do książeczki GOT czy kupić magnes, kolejną niepotrzebną "dupostojkę" lub dyplom zdobywcy Pilska. Obok znajduje się kilka miejsc "wypoczynkowych" dla strudzonych turystów.



Na parterze mieści się kuchnia turystyczna z bufetem i jadalnią.



Górne piętro to wielka sala z bufetem i jadalnią w domowym stylu.






Korytarze i zakamarki schroniska udekorowane są zdjęciami i gadżetami związanymi z górami.



Po nabraniu sił wychodzimy w góry aby zdobyć cel naszej dzisiejszej wyprawy. A nawet dwa cele: szczyty pasma Pilska polski - Górę Pięciu Kopców i słowacki - Pilsko.



Wychodzimy w... deszcz i zimno! W przeciągu kilku minut temperatura spadła o dobrych kilka stopni i zaczął padać drobny deszczyk. Przy wiejącym wietrze nie było już tak przyjemnie jak przed dotarciem do schroniska. Ludzie wychodzący na szczyt kilka minut przed nami, ubrani letnio zaczęli wracać do schronu. My postanowiliśmy jednak spróbować iść dalej wbrew wszelkim przeciwnościom. Zakładamy kurtki przeciwdeszczowe, jeszcze tylko selfik.. i w drogę..





Z drogi widoki zapierające dech w piersiach. Mimo pogorszenia pogody niebo przejrzyste. Chyba jest szansa, że za chwilę się przejaśni..







Aby uniknąć wędrówki po odsłoniętym stoku (szlak czarny) wybieramy żółte znaki.


Szlak to kamienisto-korzenny, ale bardzo przyjemny dla wędrowania. Choć DeaDia coraz bardziej narzeka na Swoje buty trekkingowe a właściwie tylko na ich miękką podeszwę (wybiegając w przyszłość, po tej wędrówce zmieniła obuwie, które super sprawdziło się w Tatrach. Z tego wniosek, ze nie warto się męczyć. Czasem trzeba zmienić buty na lepsze, nawet jeśli nie będą pasowały kolorystycznie do reszty ekwipunku :D )




Poubierani jak w jesienne słoty zdobywamy kolejne metry, podczas gdy ze szczytu schodzą turyści w letnich ubrankach! I oni, i my jesteśmy zaskoczeni taką różnicą temperatur. Bo nagle okazuje się, że przygrzewające słonko odparowało te niewielkie ilości deszczu i na szlaku zaczęło się robić parno i duszno.



Pozbywamy się kurtek i pniemy się w górę, podziwiając widoczki.





A szlak wije się raz węższy bliżej stoku, raz szerzej wśród kosodrzewiny.



Docieramy do charakterystycznego punktu na żółtym szlaku. To grób Franciszka Basika, przez wielu uznawanego jako pierwszą ofiarę II wojny światowej.






Z tego miejsca już niedaleko na szczyt "polskiego Pilska" czyli Górę Pięciu Kopców (1535 m n.p.m.). 




Ale zanim tam dojdziemy czeka mnie! kryzys. I to taki, jakiego do tej pory w górach nie przeżyłem.  Tuż pod polskim szczytem pojawiają się skurcze łydek, które powalają mnie na kolana. Z początku jeszcze udaję, że z tej pozycji lepiej mi się foci okoliczności przyrody..




Ale po chwili oddaję hołd Pilsku. Dobrze, że DeaDia była na tyle wyrozumiała i udając zmęczenie (ta Sarenka, która tego dnia pomykała po górach jak 18latka!) zarządziła popas w jagodach.



Krótki odpoczynek i masaż mięśni ;) pomógł i mogliśmy wyruszyć zdobyć szczyt Pilska - Góry Pięciu Kopców. 






Widoki przepiękne, ludzi niewiele, ból łydek masakryczny! Kolejne skurcze powodują, że nie jestem w stanie cieszyć się widokami. Zastanawiam się, czy w ogóle dojdę na słowacki wierzchołek. Ale przecież muszę. W końcu tam właśnie zaplanowałem imprezę urodzinową DeaDia!




Dobrze, że DeaDia tryska humorem i strzela Sobie kolejne selficzki ;)




Kolejne kilka minut odpoczynku, zaciśnięte zęby i ruszamy na słowacka stronę masywu Pilska.







Na szczycie tłumy, ale to zupełnie nie przeszkadza w zachwycaniu się widokami.



DeaDia znajduje swoje miejsce na szczycie Pilska (1557 m n.p.m.) (pamiętacie? "miejsce Kobiet jest na szczycie!") i szykujemy się do świętowania.








Jeszcze tylko odpisywanie na życzenia (bo FB jest wszędzie ;) ), nagranie podziękowań za życzenia dla tych co pamiętali (bo FB jest wszędzie ;) ), odpoczynek przy lekturze (bo FB jest wszędzie ;) ) i na krótką chwilę hop na.. FB ;)








Pojedli (smacznie), popili (odrobinę), odpoczęli (sporo) i nabrali sił do dalszej wędrówki.
Kto? My! Zdobywcy! ;) (bo kto nas pochwali, jak sami się nie pochwalimy?)


Korzystając z chwilowego zmniejszenia kolejki turystów do zdjęcia przy słupku z oznakowaniem szczytu, sesja zdjęciowa na FB (bo FB jest wszędzie ;) )





Jeszcze kilka zdjęć, szybkie keszowanko (trafiony znaleziony)..






.. i wracamy.. 
I (We) Love Pilsko ;)


Pierwszy przystanek to Pilsko Hranica czyli polskie Pilsko, czyli Góra Pięciu Kopców. Odpoczynek na słowackim szczycie postawił mnie na nogi, więc mogę teraz rozkoszować się widokami z polskiego wierzchołka. Biedna DeaDia znów musi na mnie czekać ;)





Do schroniska na Hali Miziowej schodzimy czarny szlakiem, przez Halę Słowikową.







Od tego miejsca, po nartostradzie przez kosodrzewinę zmierzamy stromiznami do schroniska. No właśnie, przez kosodrzewinę. Ostrzegam na podstawie własnego doświadczenia! Bądźcie ostrożni. Tam czai się ZŁO! Zło w postaci  gryzących boleśnie os. OS, które jednym ugryzieniem potrafią wyrwać całkiem spory kawałek ciała. Mojego ciała!
Ojojoj, ojojoj.. już mi lepiej, gdyż jak wiadomo, miejsce ojojane mniej boli ;)






Mijamy skręt na szlak żółty, którym dwie i pół godziny temu wspinaliśmy się w deszczu i zimnie, opatuleni w kurtki, a teraz zastanawiamy się co by tu jeszcze z siebie zdjąć (np. ciężar z pleców :D ).


Schodzimy do schroniska na kolejny popas. Przecież wcale nam się dzisiaj nie śpieszy. Tym razem na miejsce popasu, w żarze lejącym się z nieba (dwie i pół godziny temu wiał tu przeraźliwy wiatr), wybieramy bacówkę serwującą kuchnię polową (i piwo ;) ).




Po kolejnym posiłku i odpoczynku ruszamy w drogę powrotną. Mijamy ruiny starego schroniska, które obecnie stanowią świetne miejsce na odpoczynek, i wracamy do rozwidlenia szlaków na Czarnym Groniu.



Tu łapiemy zielony szlak, mając w planie powrót do Korbielowa przez Chatę Baców.



Od Szlakówki (1092 m n.p.m.) trasa wiedzie szeroką przecinką wzdłuż wyciągu narciarskiego.



W przysiołku Kamienna schodzimy do głównej drogi i zaczynamy mozolny spacer "naszym ulubionym asfaltem". Takie małe deja vu.


Zachodzimy jeszcze na chwilę do Schroniska PTTK Chata Baców, i wracamy na parking do naszej bryki..





Na dzisiaj wystarczy..
Powiedzmy ;)
Nie byłbym sobą, gdybym drogę powrotna nie zaplanował tak, aby zaliczyć jakieś atrakcje.
Tym razem postanowiłem zawieźć zmęczoną Solenizantkę do wodospadu w Sopotni na rzeczce Sopotnia ;)








 



Jeszcze tylko rzut oka na Pomnik Pamięci Ofiar Mieszkańców Sopotni z Orłem bez korony i możemy wracać..




To były naprawdę udane Urodziny DeaDia (przynajmniej moim zdaniem).
Gdzie będziemy świętowali za rok? Któż to wie..

Jeszcze raz: NAJLEPSZEGO.. WSZYSTKIEGO.. WYMARZONEGO..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz