13 października 2019

Skrzyczne - 24.08.2019 r.

Skrzyczne. Góra która prześladuje nas za każdym razem, gdy jedziemy lub wracamy z naszych górskich wypadów. Tak się składa, że widać ją z każdej naszej trasy. Za każdym też razem obiecywaliśmy sobie, że kolejnym celem będzie ona. I nie była ;)
Do 24 sierpnia 2019 r. ;)

Tydzień wcześniej świętowaliśmy urodziny DeaDia na Pilsku. I znów wracając spoglądaliśmy na Skrzyczne. A że pogoda i w ten weekend dopisała, postanowiliśmy w końcu odwiedzić najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego. Trasę w głowie mieliśmy ułożona od dawna. Teraz wystarczyło tylko dopracować szczegóły. Szczegóły wyjazdu wyglądały tak: wyjeżdżamy samochodem do Szczyrku o takiej porze, aby przed 9 rano być na miejscu, parkujemy jak najbliżej przystanku PKS (w Szczyrku miejsca parkingowe na chodniku wzdłuż całej głównej ulicy są bezpłatne), najlepiej w okolicy Punktu Informacji Turystycznej, czekamy na autobus, który zawozi nas na Biały Krzyż i stamtąd wyruszamy na szlak. Pierwszy przystanek przy Jaskini Malinowskiej, potem Malinowska Skała, Małe Skrzyczne, Schronisko PTTK Skrzyczne, Becyrek i zejście do Szczyrku niedaleko zaparkowanego samochodu.
Pomimo soboty i pięknej pogody, co zapowiadało tłumy ludzi, udało nam się  zrealizować ten plan w 100%.

Do Szczyrku przyjechaliśmy ok. 8:30 i zaparkowaliśmy pod samym PIT.



Ja poszedłem sprawdzić godziny odjazdu autobusów (o dziwo zgadzały się z tymi pobranymi z internetu), a DeaDia poszła zrobić sobie tradycyjne selficzki.



Autobus przyjechał kilka minut po czasie, ale nie spowodowało to jakiegoś większego opóźnienia w naszych planach.
Tu uwaga: w odstępie kilku minut przyjeżdżają dwa autobusy: pierwszy z nich jedzie tylko przystanku Szczyrk Salmopol (Solisko), dopiero drugi kończy trasę na przystanku Szczyrk Salmopol (Biały Krzyż). Jeżeli wsiądziecie do pierwszego, będziecie musieli zacząć wędrówkę szlakiem niebieskim, i ominie Was Biały Krzyż! My trafiliśmy na miłego kierowcę, który już przy drzwiach głośno informował, że jedzie krótszą trasą, i że za nim dopiero pojawi się autobus na Biały Krzyż.


Po kilku minutach wysiadamy z PKS-u na Przełęczy Salmopolskiej (934 m n.p.m.) przy Regionalnym Zajeździe Biały Krzyż. U miejscowego "Bacy" mającego gadane do turystek :D kupujemy oscypki na drogę i o 9:30 wyruszamy na szlak.








Rozpoczynamy wędrówkę czerwonym szlakiem im. Stanisława Huli w kierunku Malinowa.





Z początku, przez kilkanaście minut, czeka nas ostre podejście, ale potem będzie naprawdę "po płaskim" ;) .




Tak bardzo "po płaskim", że można rozkoszować się pogodą i okolicznościami przyrody. Tym bardziej, że na razie na szlaku spotykamy niewielu turystów.



Zdjęcia z wędrówki były robione "komórkami". Tak to jest, gdy na starość zapomina się wziąć ze sobą cegłę w postaci lustrzanki ;) Zresztą nie tylko lustrzanki zapomniałem, osprzętu do kamerki również  :D


Punktualnie o 10:00 zdobywamy Malinów (1117 m n.p.m.), robimy zdjęcie szlakowskazu i ruszamy dalej.


Po kilkunastu metrach konsternacja. Trafiamy na znak pomiarowy (znak geodezyjny) i tablicę z informacją, iż znajdujemy się na szczycie... Malinowa, który ma wysokość 1115 m n.p.m.! Cóż.. tyle też podaje wiki.. więc chyba to prawda ;) Choć kolei mapa-turystyczna wskazuje dwa wierzchołki o nazwie Malinów, odpowiednio 1115 m i 1114 m.




Z Malinowa mamy tylko kawałek drogi (ok. 10 minut) do szlakowskazu kierującego nas do Jaskini Malinowskiej




Idąc szlakiem mamy możliwość podziwiania okolicznych szczytów.







Skręcamy do jaskini (dwie minuty od znaku pokazującego kierunek) i z zewnątrz zapoznajemy się z tą atrakcją. Z zewnątrz, bo nie zabrałem czołówek! Skleroza to straszna przypadłość. Ale nic straconego, bo my tam jeszcze wrócimy.






Po kilkuminutowym odpoczynku wracamy na czerwony szlak i idziemy dalej. Raz w dół, raz pod górę, ale bez wysiłku.





Skoro dziś główną rolę spełniają komórki, to nie może zabraknąć selfi i zdjęć wędrowców, czyli nas. Np. Zdobywczyni Skały..



czy "Spotkanie z własnym ja" (Zabrzanie wiedzą o czym mowa ;) )


Przed nami kolejny punk na szlaku - Przełęcz Malinowska (lub Przełęcz pod Malinowem) 1012 m n.p.m. Ten kawałek zajął nam około pół godziny.



Dalej idziemy czerwonym szlakiem, kierując się na Malinowską Skałę. Szlak wiedzie otwartą przestrzenią, pomiędzy uschniętymi drzewami. I tylko widoki osładzają ten smutny krajobraz.



Punktualnie o 11:00 robimy zdjęcie szlakowskazu Malinowska Skała 1152 m n.p.m.



Na szczycie spotykamy liczną grupę turystów. Pieszych, rowerzystów, pojedyncze osoby, grupy i całe rodziny. Widać, że większość z nich wyjechała wyciągiem na Skrzyczne i przyszła z tamtej strony. Urok Beskidów: gór, które może zdobyć każdy. I bardzo dobrze!






My też urządzamy tu krótki odpoczynek.




Jeszcze tylko "zwiedzanie" wychodni skalnej na Malinowskiej Skale..




.. sesja Skrzycznego..






.. i ruszamy w dalszą drogę, tym razem trzymając się zielonych znaków.





Coraz częściej mijają nas górscy biegacze z przypiętymi numerami startowymi. A i od Małego Skrzycznego turystów coraz więcej. Na Małe Skrzyczne 1211 m n.p.m. docieramy w południe, czyli po około trzech kwadransach od zejścia z Malinowskiej Skały.





Po niecałych 10 minutach jesteśmy na Zbójnickiej Kopie (1205 m n.p.m.), skąd wyciągiem można dostać się na Halę Skrzyczeńską leżąca 200 metrów niżej. Tu też wyjaśnia się obecność na szlaku biegaczy. Akurat w ten sierpniowy dzień został zorganizowany Sztafetowy Bieg Górski. Szacun dla uczestników ;)





Oni niech biegają, a my ciśniemy dalej.. po płaskim, do przodu, napotykając SETKI ! ludzi na szlaku.




Dobrze, że oprócz gwaru i ferii barwnych strojów można natknąć się na okoliczności przyrody ;)


Około 12:30 zdobywamy szczyt Skrzycznego (1257 m n.p.m.), stając obok nadajnika RTV.




Po ilości ludzi biwakujących na szczycie spodziewamy się, że schronisko będzie oblężone. I mamy rację.




Udaje jednak nam się znaleźć wolne miejsca, dzięki czemu czeka nas wygodne biesiadowanie przy dźwiękach góralskiej muzyki i podziwianiu szybujących nad głową paralotni.






Około 14 zbieramy się i ruszamy w drogę powrotną do Szczyrku. Tym razem wybieramy szlak zielony przez Becyrek.




Ale zanim rozpoczniemy zejście, wdrapujemy się na platformę widokową, by podziwiać panoramę Szczyrku.






Zejście rozpoczynamy o 14:00 (jakoś fajnie nam dzisiaj wychodzą te równe godziny). Na początek idziemy wspólnym niebiesko-zielonym szlakiem. Pierwsza część trasy prowadzi nartostradą pod wyciągiem .







Po kilku minutach wchodzimy w lasek, idąc wzdłuż stoku szlakiem czerwono-zielonym.









Przy szlaku spotykamy ślady po dawnych, miejscowych atrakcjach turystycznych :D


Przez chwilę ścieżka prowadzi ostro w dół..


.. prosto na Becyrek 862 m n.p.m. Ten odcinek zajął nam trochę więcej niż godzinę (choć wg mapy-turystycznej miało być krócej - ok. 40 minut). Może to wina zmęczenia, a może po prostu szliśmy dzisiaj lajtowo.





Przed nami jeszcze ostatni odcinek (tylko) zielonego szlaku: do centrum Szczyrku.



Po drodze podziwiamy krajobrazy, miejscową architekturę i szukamy niebieskich kwiatów (kto to powiedział: niebieski kwiat i kolce.. niebieski kwiat i kolce.. byłoby łatwiej, gdybym nie był daltonistą..?)





Do Szczyrku schodzimy o 16:20...





..choć zegar na głównej ulicy pokazuje czas o godzinę późniejszy. Inna strefa czasowa?


Jeszcze tylko zasłużony obiadek i możemy wracać do domu.




Rozpiska godzinowa na prośbę pani G. Osobiście polecamy ten szlak. Naprawdę jest ciekawy, a zarazem łatwy do przejścia.

Do zobaczenia na szlaku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz