28 kwietnia 2019

Krokusy na Rysiance 27.04.2019

Krokusy na Rysiance 27.04.2019 

Ostatni weekend kwietnia od wielu dni zaplanowany był na odwiedzenie polany pełnej krokusów. Pogoda kwietniowa nie rozpieszczała, więc była szansa, że krokusy pojawią się lub utrzymają w przewidywanym przez nas terminie. DeaDia sadziła się na ten wyjazd tak bardzo, że montowała ekipę nie tylko wśród Znajomych, ale i na FB. Rzeczywistość jak zwykle zweryfikowała wyobrażenia. Nasze autko nie wróciło z warsztatu, chętnym nie pasował termin, a DeaDię w ostatnim momencie złożyła choroba. Wyjazd uratowała Turystka (przez duże T) Beata, która zaproponowała transport i Swoje towarzystwo. Szacun i podziękowania za to!

Tak jak opisałem w zaproszeniu na FB postanowiliśmy zrealizować wariant 1.1 krokusowego wypadu:
- pętla z Żabnicy Skałki przez Halę Pawlusią do Schroniska PTTK na Rysiance - tam planowy odpoczynek (6,4 km / 2;45 godz) z zejściem na Halę Rysianka (400 m od schroniska / 5 min) i szukanie krokusów. Stamtąd przejście do Schroniska PTTK na Hali Lipowskiej (900 m / 15 min) i dalej przez Polanę Cukiernica do Schroniska PTTK na Hali Boraczej (jeszcze 5,7 km / 1:30 godz). Po kolejnym odpoczynku zejście do Żabnicy Skałki i koniec trasy (2,9 km / 45 min). Wg Mapy turystycznej trasa liczy 16,7 km i można ją przebyć w czasie 5:30 godz (do tego trzeba dodać przynajmniej dwa dłuższe odpoczynki). Suma podejść to 883 m, tyle samo liczy suma zejść.
Już na początku warto napisać, że Endomondo zaliczyło nam następujące dane dla wycieczki:

Przed 9 rano zaparkowaliśmy na końcu wsi Żabnica - Skałka tuż przy sklepie spożywczym. Na parkingu stało już kilka samochodów, a to oznaczało, że krokusy nie będziemy podziwiali sami, czego zresztą można się było spodziewać. 


Pogoda nie rozpieszczała. Mżawka i chłód, i ta myśl - czy będą krokusy. Niby na FB widzieliśmy, że są, ale wierzyć komuś, a zobaczyć samemu.. syndrom niewiernego Tomasza. 

Początek drogi to asfaltowa szosa prowadząca do ostatnich zabudowań. Pusta (jeżeli chodzi o samochody) i pełna zarazem. No może pełna to przesada, ale spotkaliśmy na mokrym asfalcie ogniste płazy - salamandry plamiste.





Na początku trasy, dzięki miejscowemu gospodarzowi udało nam się sprawdzić pogodę na szlaku. kamień był mokry, więc zapowiadało to deszcz.


Zresztą widać było, że miejscowi dbają o komfort wędrowców. Aby nas nie stresować zatarli czas dojścia do Schroniska PTTK na Rysiance. :D



Ale zadbali o inne atrakcje: cała droga usiana była kapliczkami, rzeźbami z drewna, metaloplastyką  czyli ogólnie rzec biorąc twórczością ludową.warto to zobaczyć.








I co jeszcze? tak - zgadliście - kolejny jaszczur! Piękny, fotogeniczny a w dodatku pozujący bez strachu.



Przez cały początek wędrówki towarzyszyła nam szumiąca tuż przy szosie rzeczka Żabniczanka. Szumiąca głośno, pokazująca swoją siłę i moc.






Trzymając się szlaku, za kolejnym zakrętem, wystarczyło ją przekroczyć przez mostek i już weszło się na leśne dróżki.



A na tych, choć z natury powinny być dzikie, widać rękę człowieka. No cóż, gdyby nie ta ręka, przyroda mogłaby zaszaleć za bardzo i skutki dla Żabnicy byłyby nieobliczalne.




Mimo szarugi pokazały nam się pierwsze kolorowe akcenty wiosny: żółte kaczeńce. Najpierw pojedyncze, a później w kępach razem z kwitnącym łopianem.




I.. salamandry.. tym razem grupowo..


Leśna droga prowadziła nas w mgłę! i do pierwszych oznak zimy (od około 1020m n.p.m.).





A zima przyszła, i to już po kilkuset metrach. Na 1050 m n.p.m. (błogosławiona aplikacja "wysokościomierz") pokazała nam, że wcale nie zamierza odpuszczać.




Oprócz śniegu napotykamy coraz więcej powalonych drzew na szlaku. A szlak, w miejscach gdzie nie ma śniegu, płynie.






A do schroniska jeszcze godzina.. 


..zimowa godzina.. zamglona.. ;)




Szlak wije się pomiędzy połamanymi choinkami i gdyby nie ślady poprzedników i aplikacja nie można byłoby go odnaleźć..




W końcu udaje nam się wrócić na szlak..





Oprócz śniegu cały szlak usiany jest połamanymi drzewami. Niektórymi zajęły się już nawet służby leśne udrażniając szlak w całkiem ciekawy sposób. :D


Dochodzimy do Hali Pawlusiej skąpanej w mgle.



A tam.. tam czeka nas niespodzianka.. Pierwszy (i jedyny!) szafran spiski czyli popularny krokus.


Za to na granicy śniegu znaleźliśmy całe gromady przebiśniegów.




Do schroniska zostało nam już tylko 25 minut. Przynajmniej tak wskazuje choinka (szlaków).


A droga prowadzi przez mgłę.. Ciekawe coś z niej na nas wylezie :D





W końcu dotarliśmy. Pomimo postojów na zdjęcia i krótkie odpoczynki do celu dotarliśmy o czasie.





W schronisku mieliśmy zaplanowany postój i konsumpcję żarełka przygotowanego przez DeaDię. A przy żarełku towarzyszył nam przyjacielski mieszkaniec schroniska.



Do żarełka trzeba oczywiście dokupić piwo (po dychu!) i drożdżówkę śliwkową - pycha. I można było zapłacić kartą.


I tutaj doszło do miłej niespodzianki. Wyobraźcie sobie, że siedzicie przy stole i nagle słyszycie za plecami: "a Pan to jest ze Śląska.. poznałem Pana po.. brodzie!". I podchodzi do Was Turysta, z którym DeaDia umawiała się na grupie facebookowej na oglądanie krokusów.. Zaskakujące.. ale miłe.. Tym bardziej, że okazuje się, że zebrał ze Swoimi Znajomymi prawie dwudziestoosobową grupę turystów, z którą przemierzali szlak ze Złatnej Huty, przez Rysiankę - Lipowską - Boraczą do Żabnicy-Skałki. A ja zyskałem nowego Znajomego na FB ;)

Po posiłku, krótkim odpoczynku i przybiciu pieczątek schodzimy na Halę Rysianka szukać celu naszego wyjazdu: obiecanego pola krokusów.


Tu czeka nas małe zaskoczenie. Widzicie namiot między drzewami? Nocleg na hali w takich warunkach pogodowych? Gratulacje dla odważnych.


Ale wróćmy do krokusów. Były. Nawet sporo, choć przy tej pogodzie wyglądały bardzo biednie. Pobite przez deszcz, zmarznięte, zamknięte, nie prezentowały się tak jak oczekiwaliśmy.. Ale były!











Z Hali Rysianka obraliśmy kierunek do Schroniska PTTK na Hali Lipowskiej.  Droga zimowa.. w miękkim śniegu zapadającym się pod butami..





Przy schronisku wita nas słynna Misia - pies o smutnym spojrzeniu, wcale nie z powodu głodu ;).


Przybijam pieczątki w książeczkach i ruszamy w dalszą drogę. 






Przy rozejściu szlaków Pod Lipowskim Wierchem spotykamy turystów od których dowiadujemy się, że szlak zielony do Polany Cukiernica to będzie droga przez mękę. Od czerwonej tablicy "Rezerwatu Przyrody Lipowska" trzeba iść "na czuja". Wszędzie będą połamane drzewa, a zielonych znaków będzie jak na lekarstwo.






Sprawdziło się. W odszukaniu szlaku pomogła aplikacja mapa-turystyczna, dzięki której mogłem iść "kropka po kropce" w nieoznakowanym terenie.






Po odnalezieniu zielonego szlaku idziemy ścieżką nad Halą Redykalną przez która prowadzi żółty szlak do Rajczy.







Po drodze obserwujemy ciekawe zjawisko: wodne gejzery, które okazują się strumykiem płynącym po zboczu, rozbijającym się o napotkane kamienie i konary.



Wyjaśnia się także przyczyna tylu nieuprzątniętych połamanych drzew:


W lesie, Nad Halą Cukiernica, tuz przy spływającym po zboczu jednym z wielu potoków napotykamy prawdziwy przysmak: czosnek niedźwiedzi.



Dalej droga trawersuje zbocze, po prawej ręce mamy stromy stok, po lewej skały przypominające strukturą te z gór stołowych.





Tuż za nimi zaczyna się przedostatni odcinek naszej wędrówki: dojście na Halę Cukiernica.





Stamtąd już tylko krótki odcinek na Halę Boraczą, a później do Schroniska PTTK na Hali Boraczej.







W schronisku mamy zaplanowany drugi odpoczynek połączony z posiłkiem. A do posiłku oczywiście musi być piwo (tym razem sześć zeta - fajnie jest nie być kierowcą!) i słynna jagodzianka. 



Tym razem w schronisku nie wita nas żaden psiak, ale to nie znaczy, że nie było tam czworonogów. Udało nam się trafić na mini wypas owiec i kóz:



Po posiłku, podbiciu książeczek PTTK i podziwianiu miejscowych atrakcji wyruszamy na ostatni odcinek szlaku. Czekają nas trzy kwadranse wędrówki do miejsca, w którym pozostawiliśmy samochód. Po drodze spotykamy jeszcze ostatniego smoka i już możemy wracać do domu.


To salamandry, a nie krokusy zapadną mi w pamięci z tej kwietniowej wędrówki.

Jeszcze raz podziękowania dla Beaty za transport i towarzystwo.
Musimy to powtórzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz