Po ostatnim wypadzie w góry miałem dosyć ciekawą rozmowę na temat kosztów przygotowania ubioru i ekwipunku turysty przed wyjściem na szlak. Okazuje się, że w narodzie (a przynajmniej w jego młodszej części) zaczyna pokutować stwierdzenie, że turystyka to sport drogi. Faktycznie, jeżeli ktoś patrzy na metki na szlaku może odnieść wrażenie, że cena poszczególnych elementów wyposażenia idzie w grube tysiące. Czy tak jednak musi być? Moim zdaniem nie. Sam jestem ubrany i wyposażony w przeciętne budżetowe ciuchy czy akcesoria, które kosztowały ułamek tego co trzeba by było wydać na markowy gadżet. Ponieważ mam przed sobą kartkę sporządzoną „ad hoc”, z szybkim wyliczeniem ile trzeba wydać, by wyjść w trasę (moim zdaniem nic – wszak kiedyś chodziło się w jeansach, t-shircie i butach sportowych, a zimą w swetrze wełnianym i kurtce puchowej – a to wszystko znajdziemy w swojej szafie), zobaczmy co można kupić za naprawdę niewielkie pieniądze, a przy tym wyglądać „profi na szlaku” (to stwierdzenie w ogóle mnie już powala na kolana i nie pozwala wstać).
Kurtka
Mam dwie do wyboru: stary, prawie dziesięcioletni Campus
nie do zdarcia z odpinanym polarem jako podszewką. Zwykły wiatro- i wodoszczelny, a przy tym „oddychający”
GORE-TEX z masą kieszeni, do których można napchać sporo nieprzydatnych i
przydatnych szpeji. Zwykle noszona bez podpinki jako wiatrówka. Długie rękawy świetnie
wiąże się w pasie gdy w grzbiet robi się ciepło, a przy przewieszeniu przez
ściągacze plecaka nie widać pognieceń. Podobne nowsze, używane, ale w dobrym
stanie modele można kupić w serwisie na „O” za kilkadziesiąt złotych.
Druga kurtka to softshell Crivit z niemieckiej sieciówki na „L”, który pojawia się w ofercie co roku. Moje sreberko z pomarańczową podpinką ma tę zaletę, że nie przepuszcza zimna do środka i wadę: gromadzi wodę (czyt. pot) wewnątrz. Faktycznie kurtka jest ciepła i dobrze chroni w chłodne dni, ale nawet na krótkich trasach (między domem a pracą) potrafi nieźle ogrzać, szczególnie odsłonięte owłosione męskie ręce. Plusem (kolejnym) jest czas schnięcia. Po wyłożeniu na lewą stronę podpinka wysycha w kilka minut. Na wiosnę i późną jesień na pewno przydatna. DeaDia kupiła (a co ;) ) dwie kurtki z tej samej serii (długi płaszczyk i wiatrówkę) i też sobie chwali.
Polar
Mój czerwony polar ma już przeszło 5 lat. Kupiony w jakimś markecie, schudł i wyblakł, a wzór jakim był ozdobiony ledwo widać na materiale. Zapinany zamkiem błyskawicznym pod szyją, a tym samym wciągany przez głowę spełnia jednak swoją funkcję: chroni przed chłodem przy niższych temperaturach. Jest taki jak lubię - niedopasowany, luźny i nie za długi.
DeaDia ma identyczny egzemplarz, ale ostatnio dokupiła wersję budżetową ze sklepu na „D”. Egzemplarz się sprawdził. Stosunek jakość/cena wypada całkiem nieźle. Jeżeli nie szukamy polara na zimowe dni taka wersja jesienna całkowicie wystarczy do typowo wędrówkowego użytkowania. Jedyny mankament na jaki zwróciła uwagę, to brak kieszeni.
Druga kurtka to softshell Crivit z niemieckiej sieciówki na „L”, który pojawia się w ofercie co roku. Moje sreberko z pomarańczową podpinką ma tę zaletę, że nie przepuszcza zimna do środka i wadę: gromadzi wodę (czyt. pot) wewnątrz. Faktycznie kurtka jest ciepła i dobrze chroni w chłodne dni, ale nawet na krótkich trasach (między domem a pracą) potrafi nieźle ogrzać, szczególnie odsłonięte owłosione męskie ręce. Plusem (kolejnym) jest czas schnięcia. Po wyłożeniu na lewą stronę podpinka wysycha w kilka minut. Na wiosnę i późną jesień na pewno przydatna. DeaDia kupiła (a co ;) ) dwie kurtki z tej samej serii (długi płaszczyk i wiatrówkę) i też sobie chwali.
Polar
Mój czerwony polar ma już przeszło 5 lat. Kupiony w jakimś markecie, schudł i wyblakł, a wzór jakim był ozdobiony ledwo widać na materiale. Zapinany zamkiem błyskawicznym pod szyją, a tym samym wciągany przez głowę spełnia jednak swoją funkcję: chroni przed chłodem przy niższych temperaturach. Jest taki jak lubię - niedopasowany, luźny i nie za długi.
DeaDia ma identyczny egzemplarz, ale ostatnio dokupiła wersję budżetową ze sklepu na „D”. Egzemplarz się sprawdził. Stosunek jakość/cena wypada całkiem nieźle. Jeżeli nie szukamy polara na zimowe dni taka wersja jesienna całkowicie wystarczy do typowo wędrówkowego użytkowania. Jedyny mankament na jaki zwróciła uwagę, to brak kieszeni.
Koszulki (czyli tzw. t-shirty)
Znowu Crivit z „L” – tzw. koszulki termoaktywne (funkcyjne)
za kilkanaście zeta. Kilka sztuk w różnych kolorach, które potrafią wyschnąć w
parę minut po zdjęciu, a to naprawdę duża zaleta. Żeby nie było, że tylko „L” to
podobne koszulki za podobną cenę mamy ze szwedzkiego sklepu na „J” (Bluewear) i
Quechua vel Kaczucha z francuskiej sieciówki ze sprzętem sportowym na „D”. wszystkie
zdają egzamin, nie niszczą się szybko, nie tracą kolorów, a co najważniejsze dobrze
leżą i spełniają swoja funkcję. A że nie mają na sobie znanego drogiego loga..
trudno..
Spodnie
Tu króluje „D”. U mnie dwie pary: wyprzedażowe spodnie
turystyczne MH500 i spodnie turystyczne MH150 (obydwa modele to Quechua).
Stopięćdziesiątki to spodnie 2w1 z odpinanymi nogawkami, przydatne w czasie
letnich wędrówek, a pięćsetki to spodnie ze wzmocnionym materiałem na kolanach
dobre na wiosnę i jesień. DeaDia jakoś nie może się przekonać do spodni
trekkingowych i preferuje legginsy (ja w tym wyglądałbym chyba śmiesznie).
EDIT przedmajówkowy:
Nie ma jak okazje w sieci. DeaDia dorwała ofertę na spodnie "hiking trekking Z08975" Adidasa. No i moja teoria o tym, że sprzęt nie musi być firmowy, żeby go nosić i kupić wzięła w łeb :D . Oczywiście spodnie nówki musiały od razu przejść modyfikację czyli usprawnienie - w nogawki zostały wpuszczone gumki ze ściągaczami w celu lepszego dopasowania i wygody w czasie wędrówek.
Bielizna
Nie ma jak okazje w sieci. DeaDia dorwała ofertę na spodnie "hiking trekking Z08975" Adidasa. No i moja teoria o tym, że sprzęt nie musi być firmowy, żeby go nosić i kupić wzięła w łeb :D . Oczywiście spodnie nówki musiały od razu przejść modyfikację czyli usprawnienie - w nogawki zostały wpuszczone gumki ze ściągaczami w celu lepszego dopasowania i wygody w czasie wędrówek.
Bielizna
Odwieczny dylemat: wygodniejsze bokserki czy slipy zostawiam
do rozstrzygnięcia panom. Paniom zaglądać pod tzw. spód nie będę. Niech każdy
nosi co chce i w czym mu wygodnie. Ja zatrzymam się tylko przy jednym, raz do
tej pory wypróbowanym, elemencie ubioru. To najtańszy model bielizny termoaktywnej (2
części) marki BLWR ze sklepu „J”. Dół pod MH500 w chłodne dni spisał się
rewelacyjnie. W ogóle nie czuć, że ma się cos na sobie, a chroni przed chłodem
jak najlepsza marka. W końcu taka jest jego funkcja i ją spełnia.
Buty
To najważniejszy element wyposażenia turysty. Obecnie mam
trzecią niską (i czwartą, ale pierwszą wysoką) parę obuwia trekkingowego.
Pierwsze dwie były najtańsze z najtańszych:
pierwsza para z Biedronki, wytrzymała półtora roku noszenia. Przeszła kilka wypadów w Jurę Krakowsko-Częstochowską i codzienne spacery po mieście w chłodniejsze dni. Zarwane podpiętki (kratka w podeszwie buta) spowodowały reklamację towaru. Kasa została zwrócona i za identyczną kwotę, kilka dni przed wyjazdem w Pieniny, kupiłem kolejną parę.
Druga para to buty turystyczne męskie 1er Prix Hike 100 Low ze sklepu sportowego „G-S”. Przeszły 3 dni wędrówki w Pieninach, trzy wyjazdy w Beskid Śląski, kilka wyjść na miasto i.. zarwały się w nich podpiętki, a w dodatku popękały podeszwy. Reszta jak powyżej – reklamacja, zwrot kasy.
Z powyższych wynika, że chyba jestem za ciężki na zakładaną przez producentów nośność butów.
W serwisie na „O” za tanią kasę kupiłem wyprzedażowe niskie Karrimory, które przedeptały już ze mną cała miejską zimę i nie noszą żadnych śladów zużycia i wysokie Hi-Tec, które w śnieżne dni sprawdziły się w mieście oraz na pierwszej tegorocznej wycieczce w Beskid Śląski (30.03.2019). Jak będzie dalej zobaczymy. Ale tym razem postanowiłem butom trochę pomóc w przetrwaniu i do środka włożyłem rewelacyjne moim zdaniem amortyzujące wkładki do butów z poduszkami powietrznymi ze szwedzkiego sklepu na „J”.
DeaDia ma dwie pary niskich butów NH100 Quechua z „D” i jest zadowolona. Buty sprawdziły się w każdą porę roku. Nawet podczas wędrówki przez wiosenny śnieg w Beskidzie Śląskim dzielnie zastąpiły wysokie glany zabrane na wycieczkę.
EDIT przedmajówkowy:
Ponieważ w górach jeszcze gdzieniegdzie lezy śnieg, a przed nami wyjazd w Karkonosze, DeaDia postanowiła zainwestować w buty. Skoro sprawdziły się moje Hi-Tec'i (dostępne w sklepie "MS") postanowiła zaryzykować i kupić inny model z ich oferty. Mając małą stópkę załapała się na (wg opisu sklepu) młodzieżowe Ronn Mid Teen 84815 Bl Ora Dk Gr z membraną soft shell. Swoją drogą, chciałbym poznać tego, który wymyśla te nazwy :D
Wszystkie buty zaimpregnowane środkiem z niemieckiej sieciówki „L”. Potwierdzam- daje radę.
Skarpety
Oboje mamy nie najdroższe i nie najtańsze skarpety turystyczne Hi-Tec ze sklepu sportowego "MS". Reklamowane jako "STOP-Bacteria" przede wszystkim dobrze chronią stopę i nie powodują uczucia gotowania się w bucie.
pierwsza para z Biedronki, wytrzymała półtora roku noszenia. Przeszła kilka wypadów w Jurę Krakowsko-Częstochowską i codzienne spacery po mieście w chłodniejsze dni. Zarwane podpiętki (kratka w podeszwie buta) spowodowały reklamację towaru. Kasa została zwrócona i za identyczną kwotę, kilka dni przed wyjazdem w Pieniny, kupiłem kolejną parę.
Druga para to buty turystyczne męskie 1er Prix Hike 100 Low ze sklepu sportowego „G-S”. Przeszły 3 dni wędrówki w Pieninach, trzy wyjazdy w Beskid Śląski, kilka wyjść na miasto i.. zarwały się w nich podpiętki, a w dodatku popękały podeszwy. Reszta jak powyżej – reklamacja, zwrot kasy.
Z powyższych wynika, że chyba jestem za ciężki na zakładaną przez producentów nośność butów.
W serwisie na „O” za tanią kasę kupiłem wyprzedażowe niskie Karrimory, które przedeptały już ze mną cała miejską zimę i nie noszą żadnych śladów zużycia i wysokie Hi-Tec, które w śnieżne dni sprawdziły się w mieście oraz na pierwszej tegorocznej wycieczce w Beskid Śląski (30.03.2019). Jak będzie dalej zobaczymy. Ale tym razem postanowiłem butom trochę pomóc w przetrwaniu i do środka włożyłem rewelacyjne moim zdaniem amortyzujące wkładki do butów z poduszkami powietrznymi ze szwedzkiego sklepu na „J”.
DeaDia ma dwie pary niskich butów NH100 Quechua z „D” i jest zadowolona. Buty sprawdziły się w każdą porę roku. Nawet podczas wędrówki przez wiosenny śnieg w Beskidzie Śląskim dzielnie zastąpiły wysokie glany zabrane na wycieczkę.
EDIT przedmajówkowy:
Ponieważ w górach jeszcze gdzieniegdzie lezy śnieg, a przed nami wyjazd w Karkonosze, DeaDia postanowiła zainwestować w buty. Skoro sprawdziły się moje Hi-Tec'i (dostępne w sklepie "MS") postanowiła zaryzykować i kupić inny model z ich oferty. Mając małą stópkę załapała się na (wg opisu sklepu) młodzieżowe Ronn Mid Teen 84815 Bl Ora Dk Gr z membraną soft shell. Swoją drogą, chciałbym poznać tego, który wymyśla te nazwy :D
Wszystkie buty zaimpregnowane środkiem z niemieckiej sieciówki „L”. Potwierdzam- daje radę.
Skarpety
Oboje mamy nie najdroższe i nie najtańsze skarpety turystyczne Hi-Tec ze sklepu sportowego "MS". Reklamowane jako "STOP-Bacteria" przede wszystkim dobrze chronią stopę i nie powodują uczucia gotowania się w bucie.
Osprzęt ochronny
Na głowę i szyję stosujemy chusty buff zakupione u Chińczyka
w serwisie na „A”. Cena rewelacyjna w porównaniu z ceną podobnej jakości chust
w sklepach turystycznych w PL. Wygodny i lekki element ubioru.No i te 16 sposobów zakładania.. Kto to spamięta. ;)
Na rękę zakładam bandany też zakupione hurtowo na „A”. Przydają się jako osuszacz czoła podczas wędrówek.
Okulary budżetowe, sprzed chyba 10 lat, większość czasu i tak spędzają na czole, bo niewygodnie jest mi robić zdjęcia z okularami na nosie. Co do DeaDia się nie wypowiem, zabiera jedne z tych dziesiątek okularów, takie, które akurat wtedy będą jej pasowały do imidżu ;).
Na rękę zakładam bandany też zakupione hurtowo na „A”. Przydają się jako osuszacz czoła podczas wędrówek.
Okulary budżetowe, sprzed chyba 10 lat, większość czasu i tak spędzają na czole, bo niewygodnie jest mi robić zdjęcia z okularami na nosie. Co do DeaDia się nie wypowiem, zabiera jedne z tych dziesiątek okularów, takie, które akurat wtedy będą jej pasowały do imidżu ;).
Sprzęt turystyczny
Plecaki
Na jednodniowe wędrówki wystarczą nam nasze dwudziestolitrówki zakupione za dopłata na stacji benzynowej u rosyjskiego potentata naftowego. Mój to typowy plecak turystyczny z trzema! komorami i dodatkowymi kieszeniami. DeaDia ma plecak miejski z pojemna komorą i dodatkową dużą kieszenią. Można w nie zapakować naprawdę sporo rzeczy.
Nie byłbym sobą gdybym nie dokupił na „O” plecaki większych rozmiarów (wszak facetowi zawsze się wydaje, że rozmiar ma znaczenie). Jeden to 35L SemiLine z sieciówki pewnego chrząszcza (wypróbowany w Beskidzie Śląskim), drugi to 65/80 litrów Eiger (wypróbowany na Jurze). Przy jednodniowych wypadach taki plecak zabierze całe wyposażenie trzech turystów plus szpeje na biwak plus sporo powietrza.
Kijki
Nie kupiliśmy kijków trekkingowych, tylko na wyprzedaży w sklepie „MS” kije do Nordic Walking – Vilago. Jeżeli bierzemy ze sobą w góry dwie pary kijów, to jedną z nich są właśnie Vilago. Trzecią parą, a w czasie wędrówek po górach pierwszą, są zakupione okazyjnie w serwisie „O” karbonowe kije do Nordic Walking – Spokey. Trochę przerobione – usunięte „rękawiczki” i wstawione w ich miejsce paski. Kije lekkie i wytrzymałe. Nawet dla faceta o wadze ok. 100 kg. W czasie wędrówki jeden z nich potrafi brzęczeć, wyrażając chyba tym swoje niezadowolenie z wysiłku, ale poza tym nie odczuwa się żadnych minusów ich użytkowania. No może jeden. Jako że to kije NW to są dosyć długie (składają się z dwóch sekcji). Jednak kije trekkngowe – trzysekcyjne są bardziej poręczne. Są po prostu krótsze, co ułatwia ich przenoszenie.
Stuptuty i raczki
Krótko: kupione w serwisie na „A”. Stuptuty sprawdziły się na mokrym śniegu w marcu w Beskidzie Śląskim jako zabezpieczenie spodni (polecam wszystkim), raczki czekają na użycie. Z obserwacji na szlaku wynika, że wybrałem chyba dobry model – trzy blaszki z „kolcami” na paskach. Na szlaku spotkaliśmy sporo kolorowych pinów z najtańszych raczków – widać, że przy poślizgnięciu się wypadają z gumy.
Bidony, pojemniki na wodę (i/lub inne płyny)
Wszystko jedno co, byle nie było dziurawe. OS kilku wypadów zabieramy
te same 0,7 litra butelki po energetykach. Jak pękną, to się je wyrzuci i nie
będzie szkoda. Piersiówka na razie zostaje w domu. Jakoś nikt nie chce być moim
kierowcą na trasę. ;)
Telefon, mapa
Telefon z nawigacją każdy chyba ma. U mnie to Mapy Googla i Maps.me . W telefonie przydają się zainstalowane aplikacje turystyczne. Na moim telefonie miejsce w pamięci zabierają: Mapa turystyczna, Traseo, Warunki w górach, Compass 360, Wysokościomierz,. Dodatkowo Endomondo, a w kontaktach numer telefonu do GOPR.
Jak telefon, to oczywiście i powerbank z kablem! W końcu nie wszystkie nowoczesne smartfony są przystosowane do wielogodzinnej wędrówki z włączonymi na stałe aplikacjami.
Do tego papierowa mapa terenu po którym wędrujemy i wydrukowane opisy tras lub atrakcji na trasie. Chociaż muszę się przyznać, że coraz rzadziej na szlaku zaglądam do papierowej mapy. Ostatnio już chyba w ogóle. Takie czasy.
Przydasie
Oj w moim plecaku kilka zbędnych kilogramów zawsze się znajdzie. Jest apteczka z podstawowym wyposażeniem i organizer w którym schowane są przydasie: folia NRC, krzesiwo, zapałki, zapalniczka (czyli zestaw małego piromana), latarka, zapasowe baterie, linka-piłka do drewna, pendrive (a co) na którym można umieścić pliki z podstawowymi informacjami „w razie czego”. Do tego noże, multitool, linka paracord, karabińczyki, taśmy do przytroczenia klamorów do plecaka. Notatnik i kilka długopisów tez się na trasie potrafi przydać (szczególnie, gdy zbiera się kesze).
Kupa złomu, z czego większość kupiona „u chińczyka” na „A”.
Biwak
To już zupełny zbytek, ale czasem przydatny.
Namiot, który mamy zamiar wypróbować w tym roku (poprzedni 6
osobowy nie nadaje się do taszczenia na plecach). Namiot to odkupiona na „O” Quechua
Arpenaz 3+ . Do tego stare śpiwory z sieciówek i maty samopompujące z
wyprzedaży w sklepie na „J” rymującym się z „zysk” ;)
Palnik kuchenki gazowej, osłona kuchenki od wiatru,
podstawka pod butle gazową, zestaw naczyń turystycznych, sporki, pianki pod
tyłek – wszystko z chińskiego „A” za połowę ceny z polskiego „A”.
Pojemnik na wodę to kiedyś półtoralitrowe butelki po
mineralnej, od tego sezonu bidon 2,2 litra Crivit z sieciówki na „L” w cenie o połowę
niższej niż identyczny! ze sklepu z odżywkami dla ćwiczących. Kompaktowy
rozmiar plus rączka do trzymania powinny być jego zaletą.
Co jeszcze zabieramy na wędrówkę? Oczywiście aparat fotograficzny ważący z gripem i podstawowym obiektywem 1508g (więc jest co nosić na szyi, książeczki w których zbieramy potwierdzenia przebytego szlaku, obowiązkowo dokumenty i gotówkę (o jej
braku boleśnie przekonaliśmy się ostatnio w schronisku, nie mogąc kupić.. piwa
:D i zapłacić kartą).
Wróćmy teraz do powodu stworzenia powyższego zestawienia. Co
wynika z powyższej listy? Ano to, że sprzęt turystyczny naprawdę nie musi być
drogi by był przydatny i funkcjonalny. O ile nie oszczędzałbym na obuwiu (mądry
Polak po szkodzie), o tyle całą resztę można kupić w sieciówkach lub w
serwisach sprzedażowych na niewielkie pieniądze. Czy markowy znaczek pomoże nam
w szybszym przebyciu założonej trasy? Czy ułatwi podejście pod górę albo zejście
w dół zbocza? Chyba nie.
A Wy co o tym myślicie? Macie jakieś swoje „przygody” ze swoim
sprzętem turystycznym?
A na koniec tak trochę złośliwie (bo wiem, że ta Osoba będzie
to czytać): wymówka, muszę kupić turystyczne klamoty, żeby wybrać się w góry,
jest chyba słabą wymówką. W góry chce się iść albo nie.. Trzeciej drogi nie ma.
Ja w przydasiach mam krem z filtrem, błyszczyk, pomadke ochronną, rozwijaną miarkę, lakier do paznokci i dezodorant.
OdpowiedzUsuńSuper wpis!
OdpowiedzUsuńTo fakt, że na sprzęcie turystycznym można nieco zaoszczędzić. Jako, że jestem amatorem wszelkiego typ wspinaczek alpinistycznych , w moim ekwipunku czołowe miejsce zajmują wysokiej jakości uprzęże wspinaczkowe https://www.amc.com.pl/PETZL/Sport/Uprzeze_11.html . Zdecydowałem się na taki asortyment w trosce o zapewnienie maksimum mojego bezpieczeństwa.
OdpowiedzUsuń