28 marca 2020

Spacer w czasach korony - 28.03.2020 r.

Mijają dwa tygodnie, od czasu, gdy rząd w trosce o mieszkańców ogłosił konieczność pozostania w domach dzieci, młodzieży i osób starszych. Tzw. kwarantanna związana jest oczywiście z szalejącym na świecie wirusem COVID-19 powodującym chorobę koronawirusową.
Dwa tygodnie siedzenia w domu nie wszystkim przypada do gustu. Ale rozsądni ludzie wiedzą, że tak trzeba. Na bok poszły plany wyjazdowe, plecaki się kurzą, góry oglądamy na zdjęciach, szlaki przemierzamy w aplikacji. Wciąż jednak wierzymy, ze kiedyś (oby szybko) to się musi skończyć.
My z DeaDią wychodzimy jeszcze do pracy, ale Młoda powoli dostaje "do głowy" od siedzenia w domu. Dobrze, że wymyślili nauczanie przez internet, to ma czym się zająć, gdy rano siedzi sama w pustym mieszkaniu.
Ostatnie dni też pogodą nie rozpieszczały. Marzec pokazał, że przysłowia są mądrością narodu (w marcu jak w garncu..").
Dziś jednak wyszło słoneczko, dlatego postanowiliśmy wyruszyć w górskie ostępy naszej dzielnicy, mając nadzieje, że nie spotkamy tam zbyt wielu ludzi. W razie czego w kieszeni wylądowały maseczki, w plecaku woda, a w sercu nadzieja, że to nie ostatni taki wypad w "góry".
Celem naszej dzisiejszej wędrówki były "Zaborskie góry". "Pasmo" hałd (a właściwie już jednej hałdy) rozciągające się pomiędzy Biskupicami a Zaborzem. Zabory zaczynają się od rzeki Bytomki (Beuthener Wasser albo Bouthnera - Bojtnera) w Biskupicach i ciągną, przekraczając linię kolejową Gliwice-Zabrze-Katowice aż do Zaborza.

Na "szlak" wyszliśmy praktycznie zaraz za "winklem" obok naszego familoka. najpierw przekroczyliśmy mostek na Bojtnerze, gdzie tradycyjnie, jak na początku każdej górskiej wycieczki, musieliśmy strzelić sobie pamiątkowe selfie.


Bytomka, która jeszcze kilka lat temu była ściekiem, zaczyna kolorem (przynajmniej na zdjęciach) przypominać rzekę. Może dożyjemy czasów, gdy jak wieszczy DeaDia, na Bytomce będą pływać kajaki ;)
Początek szlaku to płaska ścieżka przez brzozowy zagajnik.



Wokół nas słychać było szum drzew, śpiew ptaków i ryk.. silników ;)




Korzystając z pięknej wiosennej pogody, stalowe potwory wyszły na żer..




"Jeźdźcy smoków" okazali się jednak bardzo przyjaźni. Sami wskazali miejsce, skąd można robić im najlepsze zdjęcia i kręcić filmy. Okazało się, że jest to na "szczycie", który planowaliśmy zdobyć ;)




Szczyt Zaborskich gór zdobyliśmy bez wysiłku! Czyżby to była zasługa kondycji? Czy raczej niewielkiej pokonanej różnicy wzniesień ;( Gdy wreszcie "odblokują" nam wyjście w góry, nastąpi prawdziwa konfrontacja kondycja vs. wyzwanie. I wtedy może być różnie. Bo siedzący tryb życia w ostatnich tygodniach nie przekłada się ani na sylwetkę, ani na kondycję ;(

Po zdobyciu szczytu mamy czas na tradycyjną sesję zdjęciową..


oraz podziwianie najbliższego otoczenia (a nawet zajrzenia w swoje okna ;)  )..




Panorama Bisek ze szczytu hałdy robi wrażenie. Nie darmo w tego miejsca swoje fotogramy robił Max Steckel
Ruszamy dalej, wdychając zapachy wiosny i hałdy ;) oraz szukając kwitnących bazi i forsycji. W końcu wiosna..



Za rzeką widzimy charakterystyczne punkty naszej dzielnicy. 
Widać dawną Szkolę Podstawową nr 40 ("specjalną", dawniej "Hilfsschule"), ratusz (Rathaus), i kościół pw. św. Jana Chrzciciela (St. Johannes der Täufer Kirche).


Kawałek dalej "Opleroki", czyli familoki przy ulicy Bytomskiej (Beuthener Straße), które swoją nazwę wzięły od nazwiska Karla Oppelera, właściciela sklepu mieszczącego się w jednym z tych budynków od strony głównej ulicy Biskupic.


Jeszcze dalej Rotenburg czyli Czerwony Zamek - zespół dwóch równoległych kamienic z czerwonej cegły..


Za Rotenburg widać kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (Mariä Himmelfahrt Kirche)



Idziemy dalej, bo w oddali żółcą się cele naszej wycieczki ;)



Nóż surwiwalowy Mil-Tec został w pochwie, bo DeaDia postanowiła sama rozprawić się z gałązkami. Może to i lepiej? Nie będzie wyżywać się na mnie.. no chyba, że to był trening ;)

Szlak powrotny poprowadzi nas doliną Bytomki. Schodzimy więc z naszej "góry" i idziemy wzdłuż koryta czegoś, co szumnie nazywamy rzeką.



Ścieżka prowadzi wałem lub nasypem, jak zwał tak zwał, ważne, że prowadzi w kierunku domu ;)



Jeszcze tylko rzut oka na kamienicę, w której mieszkałem dawno dawno temu..



i dochodzimy do.. pierwszej kaskady na rzece Bytomce ;)



Kawałek dalej, za rzeczką i polami widać nasz familok..


Pogoda dopisuje, humory też, ludzi mało, ptactwo moczy łapy i kupry w wodzie (nie słyszało chyba, że wszystkie aquaparki są zamknięte!). 


Przed nami kolejna atrakcja: dawna "śluza" na Bojtnerze..



Młodej trzeba wytłumaczyć co to śluza, a najlepiej nadaje się do tego odcinek "Czterech pancernych i psa"- "Wysoka fala", w którym Obergefreiter Kugel ze Sprengkommando Hochwasser gryzł kable w bunkrze śluzy, aby nie doszło do zatopienia pięknych róż w jego rodzinnym Ritzen (cały czas się zastanawiałem, czy róże to kwiaty czy.. panie Róże ;)  ).
Dziecko chyba nic z wykładu nie zrozumiało. Może trzeba zorganizować rodzinne oglądanie serialu?



Jeszcze tylko rzut oka na szczyt, który zdobyliśmy


..i zmierzamy w kierunku punktu, z którego wyszliśmy..


Przeżyliśmy!
Półtoragodzinny spacer dobrze wpłynął na naszą kondycję i psychikę..
Choć DeaDia twierdzi, że z tym ostatnim to nie za bardzo może się zgodzić..
Nie rozumiem..
Czy śpiewanie piosenki w czasie wędrówki to coś nienormalnego?
I co Ona ma do tego starego szlagieru :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz